piątek, 8 października 2010

kim jestem

Kim jestem?
Najprościej - kobietą „upadłą”, czyli po egzekucji administracyjnej przeprowadzonej przez naczelnika Urzędu Skarbowego w Płocku. Byłam dziennikarką. Zajmowałam się m.in. mafią paliwową, wypływem pieniędzy z Przedsiębiorstwa Eksploatacji Rurociągów Naftowych „Przyjaźń” S.A. w Płocku. Piętnowałam w każdym numerze wydawanego przez siebie tygodnika nieprawidłowości lub wręcz łamanie prawa przez pracowników lokalnych organów skarbowych. Każda publikacja była solidnie udokumentowana.
Tylko raz ówczesna naczelniczka Urzędu Skarbowego w Płocku Anna Ożdżeńska zdecydowała się na wystąpienie na drogę sądową z oskarżenia prywatnego. Otóż, poczuła się pomówiona, że w numerze 25 mojego tygodnika „NTP-Tydzień Płocka” pomówiłam ją, że tworzyła fałszywe dowody i zeznania w kontroli skarbowej podatnika Zbigniewa Dymke, finansowała kandydatów uczestniczących w wyborach samorządowych startujących z list SLD spowalniała kontrole skarbowe, a zatem posądziła nas o takie postępowanie, które mogłoby ją narazić na utratę zaufania niezbędnego dla zajmowanego przez nią stanowiska. Rejonowy Sąd w Płocku wyrokiem w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej uniewinnił redaktora naczelnego mojego tygodnika Macieja Balcerzaka (sygn. akt II K 753/04) – wyrok w załączeniu.
Wtedy Ożdżeńska postanowiła, że zniszczy mnie, czyli jak określała to jej pupilka Alina Rodzeń, podległa pracownica: „Trzeba zniszczyć to plugastwo”. „Plugastwo”, to właśnie mój tygodnik i ja. Po niemal każdym artykule Ożdżeńska organizowała zebrania w urzędzie w ich sprawie. Dywagowano, co z nami zrobić. Straszyła prokuraturą. Ale ponieważ sprawy, o których pisałam miały solidne podstawy w dokumentacji na żaden krok nie zdecydowała się. Artykuły ukazywały się dalej. Już jej nie przeszkadzało, kiedy opublikowałam tekst pt.: „Urzędnicze dno”, który rozpoczynał się od słów: „W płockim Urzędzie Skarbowym trwa kontrola skarbowa. A więc wydawałoby się, że nastał spokojny czas dla podatników. Nic bardziej mylnego. Mimo wielu miesięcy kontroli – nic się tu nie zmieniło: w dalszym ciągu, to siedlisko niekompetencji, oszustów, łgarzy, świadomej dezinformacji podatników, tchórzostwa decyzyjnego, braku nadzoru. Słowem – „kompletne urzędnicze dno” najwidoczniej tolerowane i akceptowane przez władze tego „egzotycznego” kraju.” Było to 5 lat przed tym, kiedy były już minister Drzewiecki określił stosunki panujące w Polsce. Już Ożdżeńskiej i jej zwierzchnikom od Izby Skarbowej w Warszawie po Ministerstwo Finansów nie ubliżały powyższe słowa. Nie nadwyrężały one zaufania obywateli do piastowanych stanowisk, być może z tego powodu, że w końcu zdali sobie, że nie cieszą się żadnym zaufaniem.
Kontrola resortowa, o której wspomniałam w tym artykule, zakończyła się super tajnym protokołem, który nic nie zmienił w odczuciu podatników. Okazuje się, że jedyną siłą sprawczą i wymuszającą stosowanie uchwalonego przez Sejm prawa są jedynie dziennikarze. Kiedy doszłam do tego wniosku zwróciłam się do Sylwestra Latkowskiego, który wówczas prowadził program w TVP2 „Konfrontacje”. O mojej sprawie nakręcił reportaż. Do studia zaprosił m.in. Krzysztofa Kluskę, Julię Piterę, która w przyszłości miała zostać posłanką Ziemi Płockiej i zajmować się korupcją, Mariusza Kamińskiego, który później objął stanowisko szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Wszyscy piętnowali stosunki panujące w Urzędzie. I odgrażali się, że kiedy tylko wyborcy dadzą im szansę zajmą się tym. Kamiński został w końcu tym szefem i przestał nim być. Pitera już trzy lata walczy z korupcją. A Płock leży odłogiem. W programie Latkowskiego wziął również udział ówczesny dyrektor Departamentu Administracji Podatkowej Jerzy Grygierzec. Zobowiązał się, że przeprowadzi nową kontrolę w Urzędzie Skarbowym w Płocku. W efekcie tej kontroli, którą faktycznie sprowadzała się do przepisania urywków w zakończonej dwa miesiące wcześniej, wyrzucono Ożdżeńską i jej zastępców, zlikwidowano w Płocku Ośrodek Zamiejscowy Izby Skarbowej w Warszawie oraz wymieniono władze w samej Izbie w Warszawie. Protokół z tej kontroli był bardziej chodliwym towarem niż ciepłe bułeczki wśród mieszkańców Płocka. Okazało się, że np. Ożdżeńska i jej zastępcy nie mieli zakresów obowiązków ani kompetencji (od 1991 r., a kontrolę te przeprowadzono w 2006 r.), w Płocku nie obowiązywały też lub nie potwierdzono praworządnego istnienia regulaminów organizacyjnych urzędu, nie stosowano się do wytycznych i zarządzeń ministra finansów, gubiono dokumentację. Było też działanie na szkodę skarbu Państwa np. poprzez zwracanie podatków bez badania zasadności tego procederu, nie badano pochodzenia pieniędzy podatników ze źródeł nie ujawnionych. Nikt tego nie podał do organów ścigania. Wymierzenie sprawiedliwości na byłym szefostwie urzędu minister finansów złożył na ręce Sławomira Jeznacha powołanego na miejsce Ożdżeńskiej. Ten zachowując jej naczelnikowska pensję, schował ją w ostatnim pokoiku w labiryncie korytarzy i pozwolił jej dotrwać do wcześniejszej emerytury. Po nim przychodzili następni naczelnicy.
W międzyczasie trochę porządku za ministra finansów i dyrektora izby zrobili tu inni. Jeznach odszedł stąd w nieznanych publice okolicznościach. Na jego miejsce minister finansów powołał Rafała Janowskiego, który robił błyskotliwą karierę w organach skarbowych. Zaczął od Urzędu Skarbowego w Płońsku. Podobno był znakomity. Dodatkowym atutem było jego świetne wykształcenie. Później awansował do Izby Skarbowej w Warszawie i stąd trafił do Ministerstwa Finansów. Przysłano go do Płocka, aby uzdrowił sytuację w tym przybytku fiskusa. Jego pierwszą decyzją widoczną dla podatników było wybudowanie na parterze gmachu portierni dla petentów, aby nie węszyli po urzędzie. Zainstalowano tam dwie pracownice i uzbrojono w komputer rejestrujący wejścia obywateli. Wydał też zarządzenie, aby mnie jako jedynej obywatelce miasta w wędrówkach po urzędzie towarzyszył ochroniarz. Wyskakiwało moje nazwisko i już przy moim boku pojawiał się umundurowany pan. Stał na baczność, kiedy piłam herbatę w barku w piwnych, pod drzwiami toalety lub pokoi do których wchodziłam. Podobno byłam podejrzana, że wynoszę dokumenty z urzędu, ale nikt oficjalnie nie potwierdził mi tej informacji. Pracownicy, z którymi kontaktowałam się poza służbowo mieli problemy. Zresztą, ich rozmowy ze mną są nieustannie monitorowane. Np. dwukrotnie spotkałam się z byłym kierownikiem działu egzekucji i po drugiej rozmowie już otrzymał propozycję, aby zwolnił się. Najpierw padło pytanie, czy ze mną rozmawiał. Przyznał się. Do zwolnienia nie doszło, ponieważ następnego dnia Artur D. został aresztowany (29 marca 2010 r.).
Rafał J. na stanowisku naczelnika wytrwał 8 miesięcy. Po tym czasie gabinet zamienił na celę. Został aresztowany za oszustwa, próbę wyłudzenia z systemu fiskalnego ok. 1 mln zł, niszczenie dokumentów. To było w 2009 r. Początkowo sprawę izba usiłowała zamieść, ale nie dopuścili do tego pracownicy urzędu, którzy maszerowali po lokalnych redakcjach upubliczniając wszystko.
W marcu 2010 r. płocki wydział policji do spraw walki z korupcją działając bez obywatelskich donosów, sam rozprawił się Arturem D., kierownikiem działu egzekucyjnego. Postawiono mu kilkanaście zarzutów korupcyjnych i podobno sprawa jest rozwojowa. Było to możliwe dzięki temu, że sprawę prowadziła Prokuratura Rejonowa w Żyrardowie. Artur D. miał zostać naczelnikiem Urzędu Skarbowego w Płocku. Pomyślnie przeszedł kwalifikacje w konkursie ministra finansów. Jedno jest pewne: działania wydziału antykorupcyjnego policji uchroniły organy skarbowe przed następną kompromitacją personalną.
Artur D. był właśnie poborcą, któremu Ożdżeńska zleciła wykonanie na mnie egzekucji. Ożdżeńska, kiedy stwierdziła po wspomnianym powyżej wyroku, że nie może liczyć na wsparcie organów sprawiedliwości wzięła sprawę w swoje ręce i nakazała zlikwidowanie mojej firmy. W moim odczuciu było to działanie typowo odwetowe i szykanujące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz