Złe księgowania wpłat podatków przez urząd skarbowy
Jak doszło do egzekucji? No cóż, pogubiłam się. Nie wiedziałam, jaki jest mój dług. Nie mogłam go sama go wyliczyć bez pomocy jasnowidza. Przyczyna była nader prosta: Urząd Skarbowy w Płocku nie stosował zasad prawnych księgowania dokonywanych wpłat na poczet podatków. Pobierał też zawyżone koszty egzekucyjne i nie należne koszty upomnień.
Firmy, w których miałam udziały, założyłam w 1998 r. I od tego czasu w żadnej z nich Urząd Skarbowy w Płocku nie prowadził poprawnego księgowania dokonywanych wpłat na poczet podatków. Orientację co do uregulowanych wpłat straciłam już na początku prowadzonej działalności gospodarczej.
To był czas, kiedy bałam się Urzędu Skarbowego, nie miałam żadnej kontroli skarbowej i nie wiedziałam, jak ona wygląda. Znałam tylko złe doświadczenia moich czytelników, np. Tomasza Wyrczyńskiego, które opisywałam w tygodniku. Ów podatnik sam poprosił o kontrolę w swojej firmie. Urząd przychylił się. Kontrola trwała, Wyrczyńskiemu doręczyli z niej protokół. Na podstawie tego dokumentu została wydana decyzja wymiarowa. Nie spodobała mu się, więc odwołał się do Izby Skarbowej w Warszawie. Jego głównym zarzutem był fakt, że co innego stwierdzono w protokole z kontroli, a co innego w decyzji. Jakież było jego zdziwienie, kiedy w Izbie Skarbowej w Warszawie zapoznając się z aktami stwierdził, że podmieniono – sfałszowano – ów protokół z kontroli. Podobna historia wydarzyła się Zbigniewowi Dymke. Wydawało się, że fałszowanie okoliczności faktycznych w dokumentach urzędowych jest tu na porządku dziennym. Było więc się czego bać. I tak trwałam sobie cicho, nieśmiało szepcząc do urzędu, że nie znają się na księgowaniu wpłat podatków, nie potrafią obliczać odsetek od należności głównych, że nic mi się nie zgadza.
Głosu dostałam w 2002 r. zadecydowała tzw. siła wyższa. A mianowicie mam kłopoty z oczami. Od czasu do czasu odkleja mi się siatkówka w oku i wówczas muszę jechać do Kliniki Okulistyki Akademii Medycznej do Warszawy. Tu mnie operują. Tak samo zdarzyło się na początku 2002 r.: w lutym przywracano mi tu wzrok. W tym czasie redaktorem naczelnym w moim tygodniku była Magda Grodecka. Jej mąż był kierownikiem działu podatków pośrednich w płockim Urzędzie Skarbowym. Kiedy ją zatrudniałam był szeregowym pracownikiem tego przybytku. Okazało się, że Magda nie była zbyt lubianym szefem. Kiedy więc znalazłam się pod narkozą na szpitalnym łóżku, podlegli jej pracownicy wymogli na niej napisanie wypowiedzenia. Napisała wypowiedzenie, ale 45 minut później w firmach już byli kontrolerzy z Urzędu Skarbowego. Upoważnienia do kontroli podpisał jej mąż. Przebieg tej kontroli znam tylko z opowieści, ponieważ w dalszym ciągu przebywałam w klinice. Kontrole przeprowadzali Alina Rodzeń i Kazimierz Kajkowski. Sprawy te później firmy wygrały w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym. Po tych kontrolach naiwnie stwierdziłam, że już mi nic nie mogą zrobić, więc zaczęłam bój o naprawę księgowań dokonywanych wpłat podatków przez urząd. Rozpoczęłam od pobrania zaświadczeń o księgowaniu podatków. Kilka miesięcy – mimo ustawowych 7 dni – trwało ich wydawanie. Zakwestionowałam wszystkie. Później rok trwało wydawanie ich korekty. Poskarżyłam się i na nie. Odpisała mi Anna Ożdżeńska, naczelniczka, że ustawa nie przewiduje wydawania korekt korekt zaświadczeń. W związku z czym poskarżyłam się do Izby. I niestety trafiłam na swoisty tryb rozpatrywania skarg, ale o tym w innym rozdziale. Odpisano mi, że skarga jest niezasadna. Do tej pory nie potrafię zrozumieć, jak programy komputerowe z Urzędu Skarbowego w Płocku błędnie naliczały odsetki.
Już po zajęciu firmy po raz kolejny złożyłam wnioski o naprawę księgowań wpłat podatków. Stał się cud. Wówczas było już po programie Sylwestra Latkowskiego, po którym wyrzucono Ożdżeńską i jej stanowisko zajął Sławomir Jeznach. Przychylił się do wniosków i rozpoczęto naprawę księgowań. Zakończyło się na tym, że w dwóch firmach umorzono postępowania, ponieważ w międzyczasie zakończyły działalność gospodarczą. Natomiast w dn. 01.12.2009 r., a więc po ponad 4 lata od zajęcia firmy, wydano postanowienie o ponownym księgowaniu wpłat na poczet podatków. Postanowienie to potwierdziło mój dług wobec skarbu Państwa, ale w wysokości mniejszej niż ten, na który zajęto firmę. Ponadto ów dług jak przyznaje postanowienie jest długiem… hipotecznym, domniemanym. Ponieważ w trakcie tego postępowania okazało się, że w Urzędzie Skarbowym w Płocku zniszczono dokumenty źródłowe, czyli dowody bankowe i pocztowe wpłat na poczet podatków. Odtwarzano je na podstawie zakwestionowanego przeze mnie zaświadczenia oraz mojej niekompletnej dokumentacji źródłowej, którą przekazałam do urzędu. Dla mnie istotne było to, że potwierdziłam tym postanowieniem, że rzeczywiście Urząd Skarbowy w Płocku z naruszeniem zdrowego rozsądku i prawa księgował owe wpłaty. Proszę pamiętać, że w każdej firmie, w której miałam udziały owo księgowanie wpłat Urząd Skarbowy w Płocku odbywało się z naruszeniem prawa i dotyczyło to każdego podatku. Wydawało mi się również, iż udowodniłam, że dług jest hipoteczny i domniemany. Ustawa o postępowaniu egzekucyjnym w administracji w art. 27 jasno i wyraźnie stwierdza, że dług musi być precyzyjnie określony do ustawowych zaokrągleń. W moim przypadku tak nie było. Teraz walczę z innym problemem z Urzędem Skarbowym w Płocku: nie doręczono mi unieważnień decyzji wymiarowych oraz postanowień o zaksięgowaniu wpłat (sporadycznie z naruszeniem prawa urząd je wcześniej wydawał), nie chcą wydać mi anulowanych pokwitowań poborców, ani wycofać z obrotu prawnego tytułów wykonawczych wystawionych z naruszeniem art. 27 upea (tak będę nazywać ustawę o postępowaniu egzekucyjnym w administracji), nie chcą również wydać ewentualnych aktualizacji tytułów wykonawczych. Moim zdaniem powinni uczynić to działając z „urzędu”, ale tego nie robią i już. A kiedy złożyłam wniosek o doręczenie kserokopii powyższych dokumentów zachowują się, jakby mieli problemy z czytaniem albo ze zrozumieniem treści składanych liter. Ja proszę doręczenie dokumentów, a oni w piśmie nr 1419/RP820-230/2010/ML z dn. 05.07.2010 r. stwierdzają: „W dniu 01.12.2009 r. złożyła również Pani oświadczenie, iż „jest to najpełniejsze rozliczenie, jakie w obecnej sytuacji można dokonać.” I przyjmuje Pani rozliczenie, o którym mowa powyżej jako ostateczne.” Rzeczywiście złożyłam takie oświadczenie, bo to było warunkiem wydania owego postanowienia. Inną sprawą jest, że nie mieli prawa wymuszać na mnie takowego oświadczenia warunkującego wydanie postanowienia. Wydać takie rozliczenie musieli, ponieważ Izba Skarbowa w Warszawie, która przez lata zaniechała sprawowania prawidłowego pełnienia nadzoru nad urzędem i nie była świadoma tego, co się w nim dzieje, kazała im je wydać. Musieli wyjść „z twarzą” przed izbą, ale i dogadać się ze mną, żebym nie skarżyła tego dalej. Sytuacja była wówczas patowa: z jednej strony nakaz izby, a drugiej ja i plikiem kwitów potwierdzających błędne księgowanie wpłat podatków. Stąd to oświadczenie. Obecnie jestem szczęśliwą posiadaczką kilku wersji zaksięgowania jednej wpłaty podatku.
Oczywiście w trakcie postępowania egzekucyjnego złożyłam skargę na wierzyciela do dyrektora Izby Skarbowej w Warszawie. Było to w 2005 r. I tutaj urzędnicy zastosowali interesujący trik, a mianowicie dyrektor Izby Skarbowej w Warszawie rozpatrzył ją w wydanym przez siebie postanowieniu, oczywiście uznając ją za niezasadną. Odwołałam się do ministra finansów, który stwierdził, że nie będzie rozpatrywał jej w tym postępowaniu. I tak wspólnymi silami sprawili, że skarga nabrała urzędowej mocy, po czym ją rozmyli albo jak kto woli zamietli pod dywanik. Było to w 2006 r. Wówczas na to nie zareagowałam, ponieważ - jak mi się wydawało - nie miałam żadnych argumentów: moje skargi wcześniejsze zostały odrzucone jako niezasadne wbrew oczywistym faktom, Wszyscy z organów skarbowych zgodnie stwierdzili, że księgowanie wpłat urząd prowadzi znakomicie i zgodnie z prawem. Poczekałam 4 lata i, przyznaję, że miałam trochę szczęścia z tym, że Jeznach zarządził naprawę księgowań. Odezwałam się w 2010 r. będąc uzbrojona w postanowienie z dn. 01.12.2009 r. Wysłałam ponaglenie do Prezesa Rady Ministrów na nie rozpatrzenie skargi przez ministra finansów Jacka Rostkowskiego w trybie, formie i terminie nakazanym prawem. (Ponaglenia zawsze wysyła się do wyższej instancji, jak stanowi prawo.) Ku mojemu zdziwieniu Kancelaria Premiera zareagowała wysyłając do ministra finansów moje pismo i żądając wyjaśnień. Po miesiącu otrzymałam pismo od Doroty Openchowskiej, naczelnika Wydziału w Departamencie Administracji Podatkowej Ministerstwa Finansów. Istotą tego pisma co do meritum było, że moja skarga została złożona do dyrektora Izby Skarbowej w Warszawie. Wkrótce od niego otrzymałam wezwanie do sprecyzowania, o co mi chodzi w skardze na wierzyciela. Odpowiedziałam. Teraz czekam na ciąg dalszy. Tutaj, jak mi się wydaje, urzędnicy państwowi zastosowali pewien kolejny trik: D. Openchowska odpowiadając Donaldowi Tuskowi, czyli Kancelarii Premiera zataiła fakt, że skargi na wierzyciela złożyłam już w 2005 r., ale prawdopodobnie, żebym dalej nie drążyła tematu nadała bieg ponagleniu, które potraktowano jako nową… skargę. W zasadzie zaproponowała kompromis: zostawiamy stare – z 2005 r. – skargi na wierzyciela i ponaglenie załatwimy jako nową skargę. Tyle, że na niego nie poszłam, bo już mam dość urzędniczego matactwa, przez które straciłam kilka lat normalnego życia. Odpowiadając na wezwanie dyrektora izby wniosłam o wyjaśnienie mi, co stało się ze skargami złożonymi w 2005 r. i w trybie jakich przepisów będzie ją rozpatrywał: czy jako wznowienie, czy kontynuację. Nie mniej jednak wydaje się, że tryb ponagleń w takich sytuacjach wydaje się skuteczny. Sprawa, która leżała przez 5 lat ma nadzieję swój finał.
1 komentarz:
to jaki jest ciąg dalszy, bo to jest ciekawe
Prześlij komentarz