środa, 19 stycznia 2011

Modelowe przesłuchanie świadka w Urzędzie Skarbowym

Nie wiem, jak mam to napisać. Ale muszę i muszę zrobić to natychmiast, żebym się nie rozmyśliła. Otóż, dziś (19.01.2011 r.) byłam przesłuchiwana w Urzędzie Skarbowym w Płocku w ramach kontroli doraźnej, której zakres zamieściłam we wcześniejszym wpisie. Wezwanie dostałam odpowiednio wcześniej ze wszystkimi pouczeniami.
Jak było? Niesamowite przeżycie po zdecydowanej większości moich doświadczeń w tym urzędzie. Po pierwsze pouczono mnie np. o możliwości odmowy zeznań i sytuacjach, w jakich może to nastąpić. Zapytano, czy wyrażam na nie zgodę!  Wyjaśniono przepisy, które miały bezpośredni  i pośredni związek, a nawet jeszcze raz przypomniano zakres kontroli. Poinformowano, że nie mają zastosowania przepisy o środkach przymusu. Po drugie, co nie jest niezwykłe, uprzedzono o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, zatajanie prawdy, itd.  To, co było dla mnie absolutnym zaskoczeniem, to fakt, że przesłuchująca mnie para kontrolerów była przygotowana. Na stole leżała kartka z pytaniami, co według mnie dowodziło, że nie uczestniczę w polowaniu na siebie. Nie zamierzano czyhać na moje ewentualne przejęzyczenia, niedoprecyzowania lub braki w pamięci, itd. To był zestaw od początku do końca dla mnie jasny i wynikający z dokumentów stworzonych w postępowaniu egzekucyjnym przez pracowników organu egzekucyjnego albo na jego zlecenie.  Po prostu szukano wyjaśnienia sytuacji. Po raz pierwszy, w związku z konsekwencjami postępowania egzekucyjnego, ktoś oddał mi głos. I mówiłam, niemal 6 godzin. Nie było problemów z protokołowaniem. Protokół z przesłuchania odczytałam i podpisałam nie wnosząc do niego żadnych uwag.
O co chodzi w tej kontroli? Najprościej rzecz ujmując organ egzekucyjny nie wystawił faktur w sprzedaży licytacyjnej. Nie został odprowadzony podatek VAT przez ów organ. A dokumenty z akt egzekucyjnych, nad którymi pieczę sprawowali Zofia Nowakowska i Marek Kaczorowski, były co najmniej niechlujne, mimo że instrukcja pracy działu egzekucyjnego oraz upea wyraźnie określają, jakie warunki muszą one spełniać. Z akt egzekucyjnych zrobili zsyp makulatury nie reagując natychmiast na owe wszelkie nieprawidłowości. Prawie nic się w tym bałaganie – moim zdaniem świadomie tworzonym – nie zgadza: protokoły zajęć i odbiorów ruchomości, z wycenami biegłych   skarbowego i sądowego, protokołami sprzedaży licytacyjnej i zaświadczeniami o nabyciu. Dziś problem polega na tym, że trzeba odtworzyć, co rzeczywiście zostało zajęte, sprzedane i za ile i czy naczelnik Urzędu Skarbowego w Płocku odprowadził podatek VAT od tych sprzedaży. Gdyby tych dwoje niechlui urzędniczych pilnowało „kwitów” dziś nie byłoby tej kontroli, ja miałabym rozliczoną firmę. Dokładnie całą sprawę opiszę, gdy w blogu chronologicznie dojdę do tego etapu postępowania egzekucyjnego, a na razie polecam artykuły Magdaleny Majkowskiej z „Dziennika Gazety Prawnej”, która skomentowała tę część mojej historii w dwóch publikacjach pt.: „Naczelnik odpowie za VAT” oraz „Sprzedaż egzekucyjna zawsze z fakturą” .
Jaki będzie finał mojej kontroli? Zielonego pojęcia nie mam. Kontrola przebiega w warunkach ekologicznych, przyjaznych, czyli  nie traktowana jestem jak wypaczony trybik w machinie gnębienia narodu podatkami. Rozmawiam z kontrolerami. Są różnice w naszych poglądach. Np. poborca zajął 1 sztukę masztu radiowego na ulicy Kochanowskiego. Nie wiadomo, w jakim mieście ani na jakim budynku się on znajdował. Ale już odebrał dwa maszty. To samo z antenami: zajął 3 sztuki albo więcej i z pewnością odebrał 4 sztuki, natomiast w protokole sprzedaży licytacyjnej zapisano anteny + maszt = 3 sztuki. Naczelnik Urzędu Skarbowego w Płocku poinformował mnie o okoliczności faktycznej prowadzonego przez siebie postępowania, że owe 3 sztuki w protokole z licytacji nie dotyczą masztu. Na moje oko sztuki nie będą się zgadzać. Pomijam fakt, że wyceniono, a więc i sprzedano nie mój maszt i anteny. M. In. takimi rzeczami zajmują się kontrolerzy: czy trzy, cztery albo więcej  anten + maszt daje „3 sztuki”. Liczba anten zamyka się w 20 sztukach.
Jak napisałam pozytywnie o moim przesłuchaniu, to wyrzucę jeszcze jedną informację nie komponującą się z wcześniejszymi wpisami. Otóż, dyrektor Izby Skarbowej w Warszawie nie machiny do pomnażania ludzkich bytów. Przypomnę, że organ egzekucyjny  wyznaczył licytację do wykonania przez jednego poborcę w tym samym czasie w dwóch różnych miejscach. Do tej pory przechodziło to bez echa. Dziś otrzymałam zawiadomienie o sposobie załatwienia skargi datowane 12.01.2011 r., a w nim cytuję: „…uznaję skargi za zasadne w części dotyczącej, iż Naczelnik Urzędu Skarbowego w Płocku (…) wyznaczył w obwieszczeniu o licytacji w tym samym czasie przeprowadzenie licytacji w dwóch miejscach jednocześnie, czym uniemożliwił Skarżącej udział w licytacji.”  Kiedy dojdę do opisu licytacji podam ów zastosowany trik urzędniczy,  jak można łatwo wyeliminować z udziału licytacji zobowiązanych oraz potencjalnych nabywców. Pięć lat upłynęło zanim dopatrzono się tego złamania prawa.


piątek, 14 stycznia 2011

zeznania

Zanim znów powrócę do protokołu zajęcia i odbioru ruchomości po raz pierwszy napiszę o „dzisiaj”.
No więc dzisiaj, tj. 13.01.2011 r. zeznawałam w naszej szacownej  Komendzie Miejskiej Policji. Zawezwali mnie pisemnie, czym trochę popłochu wzbudzili w moim najbliższym otoczeniu. Szczególnie Mama reaguje nerwowo. Nieco dalsza okolica czyni zakłady obstawiając, kiedy nastąpi druga próba. Kupiłam kartę telefoniczną, stwierdziłam, że nowy starter nie potrzebny i zdecydowałam się mężnie zadzwonić:
- A w jakiej sprawie mam tym razem zeznawać?
Uprzejmy, oficjalny ton poinformował mnie, że w sprawie korupcji w Urzędzie Skarbowym w Płocku.
- Acha – rzekłam przytomnie i dociekałam -  A kto doniósł szacownym organom?
- Naczelnik Urzędu - padła sztywna odpowiedź.
- Acha – powtórzyłam się. Coś mi przeleciało mi przez mózg i natychmiast znikło.
Ponieważ w wezwaniu było „Objaśnienie” o grzywnach musiałam zgłosić się i wypełnić  obywatelski obowiązek. Z tymi karami pieniężnymi wiedziałam, że nie ma żartów. Miałam sąsiada-alkoholika Roberta Ł., który albo był w ciągu albo na odwyku za mandaty w płockim zakładzie karnym. Gdzie tu jest lekonomia? Nie dość, że Robert nie pracuje na moją świetlaną przyszłość emerytki, to jeszcze ja mam łożyć za jego podróże w poszukiwaniu trunku po mieście? Dobrze, że wybredny nie jest: pije wszystko od paliwa lotniczego po brzozówkę i tylko wzdycha marzycielsko wspominając niegdysiejsze krople żołądkowe: „Uwierzysz, że to było czyste opium?”. Do epizodów podróżniczych trzeba doliczyć jeszcze koszty rozpraw sądowych i utrzymanie jego w zakładzie karnym + koszty chybionej w jego przypadku resocjalizacji. Przeciętnie w roku Robert zjawia się tam 5-6 razy. Oprócz tego miewa wypadki. Kiedy go ostatnio widziałam narzekał, że złamał nogę po pijanemu (a jednak!). Ktoś jemu bliżej nieznany i nieżyczliwy wezwał pogotowie. W szpitalu wszczepiono mu pręt, czym narobiono  mu kłopotu, ponieważ chodzi z nim już trzeci rok i jak ma być  zmiana pogody, to go boli.  Jak ja, kobieta „upadła” mam uczestniczyć w ogólnonarodowej składce na Roberta ? I jeszcze tu grożą mi grzywnami za niestawiennictwo.  Obecnie mogę zasilać budżet państwa tylko w jeden sposób: podatkiem akcyzowym od papierosów. W dodatku spełnianie tej patriotycznej powinności stale Sejm utrudnia i ostatnią jego fanaberią palić można bezpiecznie tylko w domu. Komu przeszkadzało palenie na przystankach w takim uzdrowisku jak Płock z kominami Orlenu pod bokiem i chmurą wiatrów z nad USA, które nie podpisały protokołu z Kioto? Z licznika Balcerowicza wiem jedno, że na to wszystko płuc mi nie starczy. I nie mam pretensji do Roberta. Kiedyś mi opowiadał o realizacji swojego biznesu. Postanowił zbierać konwalie w lasach państwowych. Pojechał czerwonakiem. Nawet trafił na ładną kępę, ale co z tego, kiedy przez 3 dni nie mógł z tych lasów wyjść. Cały towar zwiądł. Więcej już nie próbował pracy. Tyle o grzywnach i o Robercie.
Na przesłuchanie zjawiłam się 5 minut przed czasem.  Grzegorz Grabowski poinformował mnie, że nie mogę skrycie nagrywać i nie mogę ujawniać nic z tego śledztwa.  Mnie nie rozmawiało się z nim miło. Kilkakrotnie powtarzał jak mantrę, że mam mówić tylko na temat… Miałam wrażenie, jakby wiedział, że mogę znacznie więcej powiedzieć i złożyć sporo doniesień w związku z moim postępowaniem egzekucyjnym. W moim odczuciu wyraźnie bronił się przed tym. Nie, to – nie. A z pewnością nie tym razem. Mieliśmy też małą scysję w kwestii protokołowania. Kiedy dzwonił po wytyczne do prokuratora nadzorującego sprawę, zobaczyłam, że jest to płocki numer kierunkowy. I w tym momencie dałam sobie spokój. Tak więc, moim zdaniem, z tego śledztwa nic konkretnego nie wyjdzie. Tak mówią dane statystyczne o ilości spraw związanych z płockim Urzędem Skarbowym oraz  jego pracownikami i umarzanych przez Prokuraturę Rejonową w Płocku. Podzieliłam się z tym spostrzeżeniem po przesłuchaniu z przesłuchującym mnie. Oburzył się. Podał przykład poborcy Artura D. jako sukces jego wydziału i płockiej prokuratury. Nie wiem, dlaczego ujął zasług Prokuraturze Rejonowej w Żyrardowie i sekcji ? komórce? do spraw zwalczania korupcji  w płockiej Policji, którzy rozpracowali tę sprawę. Dla mnie to charty, młodzi ludzie, piekielnie inteligentni, świetnie przygotowani . Po prostu profesjonaliści, razem z prokuratorem z Żyrardowa, bo udowodnić korupcję to strasznie ciężki kawałek chleba. A im się to udało. Jak czytałam gdzieś  Artur D. podobno przyznał się do części zarzutów.
Tego dnia byłam też w płockim Urzędzie Skarbowym. Złożyłam roczne rozliczenie podatków. Jak zwykle było z tym trochę zamieszania, ponieważ zamiast kwot podatków wpisałam znaki zapytania. Po zespołowej konsultacji uznano, że w takiej formie moje zeznanie podatkowe zostanie przyjęte. W okienku miła Pani coś długo pisała w komputerze.
-  Jak pani wpisuje moje znaki zapytania?
- Jako zera.
- No tak, ale ja nie twierdzę, że powinno być zero i nie składam takiej deklaracji. Zero nie jest znakiem zapytania.
Przyznała mi rację, ale wpisała zera. Dlaczego musiałam wpisywać znaki zapytania do zeznania rocznego wyjaśnię innym razem.


poniedziałek, 10 stycznia 2011

10. podpisanie protokołu zajęcia – art. 98 upea

Art. 98 upea jasno stwierdza, że zajęcie ruchomości następuje poprzez wpisanie ich do protokołu zajęcia i podpisanie protokołu przez poborcę. Oczywiście w praktyce postępowania egzekucyjnego ów przepis nie ma żadnego znaczenia i nie jest stosowany. Można zapomnieć o jego istnieniu.
Jaka jest rzeczywistość? Przypomnę, że poborca pojawił się w mojej firmie w czasie mojej nieobecności w dn. 21.11.2005 r. Jak zeznawał, przy pomocy rzekomych świadków, sporządzał protokół zajęcia. M. in. tego dnia wywiózł z firmy również część mienia (co jeszcze kazał robić w następnym wpisie) do magazynu Urzędu Skarbowego w Płocku.
A teraz powstaje pytanie: kiedy nastąpiło zajęcie ruchomości – łącznie z tymi wywiezionymi w dn. 21.11.2005 r. do magazynu. Okazuje się, że ustalił to wicedyrektor Izby Skarbowej w Warszawie Andrzej Pierz i powiadomił mnie o tym w piśmie nr 1401/LN-III/051-365/10/BW z dn. 07.09.2010 r. cytuję: „Protokół zajęcia z dn. 21.11.2005 r. został podpisany przez Panią i poborcę skarbowego w siedzibie firmy w dniu 23.11.2005 r.” A zatem wszystko jasne: poborca wywiózł z redakcji mienie niezajęte. Jak to nazwać? Do tego jest jeszcze jedna ważna okoliczność faktyczna, którą dorzucił naczelnik Urzędu Skarbowego w Płocku w piśmie1419/ZW/070/II/d/46/2010 z dn. 19.11.2010 r. cytuję: „Organ egzekucyjny nie nabył praw do utworów, oprogramowania i zawartości zapisanej na twardych dyskach zajętych komputerów. Natomiast na podstawie art. 67a par. 1 upea organ egzekucyjny może z mocy samego zajęcia ruchomości wykonywać wszelkie prawa zobowiązanego zakresie niezbędnym do prowadzenia egzekucji. Tym samym uprawnione było także polecenie zgrywania programów i innych danych z komputerów.”  Bowiem, co jeszcze zrobił poborca w dn. 21.11.2005 r. działający na zlecenie naczelnika Urzędu Skarbowego w Płocku? Zniszczył moja firmę utrzymującą się z publikacji informacji: kazał usunąć zawartość zapisana na twardych dyskach w komputerach. Sam zeznając określił to jako czynność kryminogenną. Została utracona bezpowrotnie. O co chodziło w prowadzonym zajęciu egzekucyjnym? Właśnie o to, co stwierdził naczelnik Urzędu Skarbowego w Płocku w powyższym cytacie: o wejście w moje prawa do firmy, a zwłaszcza do zawartości zapisanej na twardych dyskach o informatorach – pracownikach Urzędu Skarbowego piętnujących to, co tam się działo, o mafii paliwowej itd. Tak im się spieszyło, że nawet nie skorelowali podpisu poborcy pod protokołem zajęcia. Trzeba było ponad 5 lat, aby w końcu A. Pierz wydobył z siebie, kiedy faktycznie nastąpiła ta czynność egzekucyjna.
Oczywiście moje skargi w tym zakresie odrzucano. Na co daje tym samym przyzwolenie ów wicedyrektor Izby Skarbowej w Warszawie nie dopatrując się łamania prawa oraz Dorota Openchowska z Ministerstwa Finansów rozpatrująca w podobny sposób plik moich skarg? Po pierwsze magazyny urzędów skarbowych przechowujące „zajęte” w ten sposób ruchomości,  do czasu podpisania protokołów zajęcia przez poborców, to zwyczajne „złodziejskie dziuple”. Ale to ich, obojga problem, bo kiedyś, ktoś ich na tym pobłażaniu dla łamania prawa złapie. Ale po drugie konsekwencje dla podatników są znacznie poważniejsze: poborca skarbowy może wywieźć wszystko bez zajęcia, bez protokołu zajęcia, bez podpisania go, czyli może zająć bez . Siedzisz teraz w Internecie i poszukujesz sposobu jak wyjść z opresji? Po co? Do kogo napiszesz skargę i na jakie prawo się powołasz? Przecież już z tego przykładu widać, że upea nie działa. W moim przypadku trwa teraz kontrola skarbowa, o którą bezskutecznie walczyłam (jak doprowadziłam do niej opiszę, ale nie obyło się bez interwencji nawet Kancelarii Prezydenta RP) i bardzo ciekawa jestem, jak kontrolerzy będą udowadniać, że to co napisano w protokole zajęcia w dn. 21.11.2005 r. było rzeczywiście i w dn. 23.11.2005 r. po bezprawnym „wejściu” w moje prawa przez naczelnika Urzędu Skarbowego w Płocku w dn. 21.11.2005 r.

środa, 5 stycznia 2011

9.doręczanie protokołu zajęcia i innych dokumentów

Doręczenie protokołu zajęcia jest obowiązkowe – art. 98 upea. Najczęściej czyni to poborca dokonujący zajęcia. Musi go wręczyć zobowiązanemu lub jego pełnomocnikowi (art. 32 i art. 33 kpa). Ważne jest tylko pisemne pełnomocnictwo.
Zazwyczaj protokoły są sporządzane na gotowych blankietach, w których przewidziano rubryki na złożenie podpisu potwierdzającego doręczenie. Tak jest również w przypadku protokołu zajęcia. Minister finansów opracowujący wzór tego formularza przygotował stosowne miejsce na potwierdzenie doręczenia. W moim przypadku jest ono puste. Zdarzyła się dość nietypowa sytuacja, a mianowicie przyszedł Artur do redakcji i zaczął wręczać mi dokumenty. W trakcie rozpętała się awantura. Zdenerwował się i wychodząc z firmy zabrał wszystkie dokumenty. Tym sposobem na protokole zajęcia są moje podpisy, ale nie we wszystkich rubrykach m.in. brak w miejscu potwierdzającym jego doręczenie. Logicznym dowodem potwierdzającym prawdziwość tej historii jest m.in. fakt, że w aktach egzekucyjnych jest np. protokół z dn. 23.11.2005 r. i jego odpis. To byłby koniec historii, gdy nie skłonność aparatu skarbowego do konfabulowania, a mianowicie moim podpisem w rubryce „adnotacja o dozorze” różne rzeczy dowodzono m.in. doręczenie protokołu, przyjęcie dozoru. Przypuszczam, że i lądowanie ufoludków w Płocku też daliby radę tym dowieść, gdyby mieli takie życzenie.  Zresztą podróże w czasoprzestrzeni są bardzo często wykorzystywane jako dowód w moim postępowaniu egzekucyjnym.
Już to wyjaśniam. Wobec braku mojego podpisu potwierdzającego doręczenie protokołu, jak zwykle, tworzono dowody na potrzeby różnych postępowań. Tym razem poborca dokonujący zajęcia sporządził notatkę służbową z dn. 01.12.2005 r., w której stwierdził, iż protokoły zajęć doręczył mi w dn. 23.11.2005 r. i tego się trzymajmy, bo nikomu nie udało się tej daty obalić. Tymczasem protokół zajęcia i odbioru ruchomości poborca zakończył sporządzać dzień później, 24.11.2005 r. Jedyną możliwość  wyjaśnienia tego zjawiska daje teoria Alberta Einsteina. Ten genialny fizyk przewidział wprawdzie możliwość podróży w czasoprzestrzeni, ale nasi pogromcy Kosmosu z płockiej skarbówki już musieli skonstruować i użytkować wehikuł właśnie na takie okazje. Nasi przyszli nobliści owo cudeńko techniki na razie ukryli w swoim sanktuarium. W eksperymentalnych lotach zapewne brał udział, oprócz Artura Dymowskiego – poborcy, również dyrektor Izby Skarbowej w Warszawie, ponieważ niejednokrotnie stosował  argument podróży w czasie w postępowaniach skargowych (o czym będzie później) oraz ktoś z Ministerstwa Finansów badający moją sprawę. Nie chcę ukrywać, że nasze orły mają więcej kosmicznych zasług dla ludzkiej cywilizacji, np. Marek Kołodziejski, ówczesny zastępca naczelnika  Urzędu Skarbowego w Płocku wyznaczył licytację do przeprowadzenia przez Artura w dwóch różnych miejscach o tej samej godzinie. O tej sztuczce rozdwojenia bytu materialnego,  to się nawet Einsteinowi nie śniło. Podobno potrafi to robić jeszcze paru szamanów w Afryce, ale dowodów naukowych na to brak. Tymczasem jest to umiejętność powszechnie stosowana w płockiej placówce fiskusa. Strasznie chciałam to zobaczyć i nawet zgłosiłam wniosek dowodowy, aby Artur pochwalił się tym wyczynem na sali sądowej, ale sędzia Ewa Fabirkiewicz oddaliła ów dowód uznając, że licytację przeprowadzono prawidłowo tj. o godz. 9.00 w lokalach przy ul. 3 Maja 18 i ul. Kochanowskiego 1 przez 1 sztukę poborcy.
A teraz inne triki urzędników państwowych z Urzędu Skarbowego w Płocku związanych z doręczaniem dokumentów bezpośrednio zainteresowanym stosowanych wobec mnie:
a.       najrzadziej, bo tylko raz, podrobiono mój podpis rzekomo mający potwierdzać doręczenie tytułu wykonawczego, (skarga okazała się nieskuteczna, podpis zakwalifikowano jako pomyłkę poborcy, ale zwrócono koszty egzekucyjne),

b.      dość częste: brak w ogóle podpisu potwierdzenia doręczenia tytułu wykonawczego, nikt nie pofatygował się z doręczaniem (zwrócono koszty egzekucyjne po kilku latach, kiedy zorientowałam się w triku)),

c.       w przypadku moich protokołów zajęć i odbioru ruchomości dopisywano i załączano kolejne strony protokołów po rzekomej dacie doręczenia, w rubryce potwierdzenie odbioru dokumentu puste miejsce lub odmowa podpisu, (skargi nieskuteczne). Wyjątkowo perfidny proceder i niebezpieczny dla zobowiązanych. Tym prostym i skutecznym sposobem nie można mieć zaufania do żadnego dokumentu, który się podpisuje (albo i nie, tak jak w moim przypadku), ponieważ zawsze mogą dołożyć kolejną kartkę z dowolnymi kocopolami. Tym bardziej, że nikt na to nie reaguje w organach skarbowych z czego wnioskuję, że jest to powszechne zjawisko.

d.      nagminnie stosowany trik: wpisywanie „odmów podpisu”. To chwyt poniżej pasa, jeżeli rzeczywiście nie odmówiono takiego potwierdzenia, przed którym nie ma ucieczki. Nawet pobyt w zakładzie trwałego odizolowania od społeczeństwa nie gwarantuje możliwości udowodnienia, że taka sytuacja nie miała miejsca przy umiejętnościach rozdwajania się przez poborców.

niedziela, 2 stycznia 2011

8. rubryka sprzedaży bezpośrednio po zajęciu – art. 104 upea

Art. 67 upea narzucił ministrowi finansów smutny obowiązek określenia wzoru protokołu zajęcia i odbioru ruchomości . Ów urzędnik państwowy i funkcjonariusz publiczny wypełnił to brzemię roboty ku chwale Ojczyzny. W ferworze patriotycznej misji prowadzenia Polski ku świetlanej przyszłości (choć niekoniecznie emerytów), prawdopodobnie nawet wykonał wysiłek przeczytania ustawy o postępowaniu egzekucyjnym w administracji. No, może nie całej, ale z pewnością nie znalazł sobie atrakcyjniejszego spędzenia czasu do art. 104 upea. Dowodem owego porywu pracowitości jest rubryka w protokole zajęcia i odbioru ruchomości nakazująca poborcy określenie, które ruchomości mogą być sprzedane nawet bezpośrednio po zajęciu.  Dalej było już górki: art. 104 upea doprecyzowywał rozstrzygając, które to mogą być „ruchomości” m.in. te które łatwo ulegają zepsuciu albo sprawowanie nad nimi dozoru lub przechowywania powodowałoby koszty niewspółmierne do ich wartości.
Zdaniem prof. R. Hausera w jego komentarzu do upea ustalenie powyższego, to obowiązek poborcy. Zastrzegł również, że niekoniecznie wartość przechowywania musi być jakoś znacząco wyższa od wartości ruchomości, wystarczy, żeby była… nieznacznie niższa.
Tyle teoria. Bo jak zwykle w wykonaniu płockiej placówki fiskusa nic co logiczne i rozsądne nie jest stosowane. Dowodem na to jest moje postępowanie egzekucyjne. Schody rozpoczęły się od tego, że tutejsze gejzery intelektu o twarzach nieskażonych procesem myślenia nie odróżniają kosztów egzekucyjnych od kosztów magazynowania, przechowywania. Pozwalam sobie na ten obrazowy opis stanu umysłów, który miałam możliwość nie raz obserwować, ponieważ przytoczę dowód: moje ruchomości wyceniono na 30 000 zł, zaś koszty przechowywania (mylone przez te wulkany głupoty z kosztami egzekucyjnymi) cytuję pismo Płocku nr1419/OO/051-30/10/I z dn. 10.09.2010 r.: „Nie można także zgodzić się z podawaną przez Panią wysokością kosztów egzekucyjnych w wysokości 1 mln zł, ponieważ dolicza Pani do kosztów egzekucyjnych koszty energii elektrycznej…(następuje wyliczenie kosztów magazynowania)”.  Tu mógłby być koniec, bowiem to zdanie mówi wszystko, a głównie dowodzi, że owi urzędnicy mają co najmniej problemy ze składaniem liter, a już z pewnością z rozumieniem treści czytanej. Ale widocznie w aparacie skarbowym musi być taka hierarchia, że jak minister dowiódł, że potrafi czytać, to cała reszta boi się wychylić ze stosowaniem tej umiejętności. Ale nie jestem o tym do końca przekonana czytając kolejne pismo naczelnika nr 1419/ZW/070/II/d/46/2019 z dn. 19.11.2010 r. cytuję: „Nie jest zasadne twierdzenie, że sporządzając protokoły zajęcia i odbioru ruchomości w Pani sprawie poborca naruszył art. 104 upea. Przepis ten dotyczy terminów sprzedaży, a nie kwestii sporządzania protokołu.” Na co się skarżyłam? Ano na to, że poborca nie sporządził protokołu zajęcia i odbioru ruchomości w sposób nakazany prawem, czyli przez ministra finansów i nie zawarł w nim adnotacji o ruchomościach, które podlegały sprzedaży w ciągu 7 dni od zajęcia. Wówczas nie poniosłabym strat wyliczonych tak skrupulatnie przez naczelnika Urzędu Skarbowego w Płocku w poprzednim cytacie. Gdyby sporządził tę adnotację, wówczas miałby organ egzekucyjny czarne na białym, że natychmiast musi sprzedać owe ruchomości. Proste jak art. 104 par. 2 upea, którego już ktoś wynajęty im nie doczytał. Połączenie dwóch przepisów do łącznego stosowania przekracza ich pojmowanie rzeczywistości, trzech – stanowi już barierę nie do pokonania.
A może w tej całej zabawie z „winnymi” nie chodzi o licytację, kto jest bardziej głupi:  minister finansów, który kazał im wypisywać durne rubryki, czy urzędnicy, którzy muszą prostować w realu jego fanaberie, ale o okradanie zobowiązanych w tzw. majestacie prawa?