wtorek, 21 grudnia 2010

7. „Zajmowanie” dokumentów


Czy muszę wpuścić poborcę do biura? Sam wejdzie. Ma to tego narzędzie w postaci art. 47 upea, choć wymaga ono trochę zachodu, ponieważ organ egzekucyjny musi wydać zarządzenie, doręczyć je, powołać komisję, zaprotokołować wszystko, co tam się działo. Spory kłopot. Ale można też jak w moim postępowaniu egzekucyjnym. Na skróty. Wynoszono z lokalu wszystko, co tylko ktoś uznał, że mu się przyda. Oczywiście bez sporządzania protokołów zajęć. A czyniono to bez żadnego zażenowania i z pogwałceniem wszelkiej uczciwości, Konstytucji i własności.
Ciężko to udowodnić, ale nie jest niemożliwe. Ja np. uważnie przeglądałam akta egzekucyjne. Znalazłam tam świadectwo homologacyjne nadajnika. Oczywiście w tych aktach nie było protokołu pobrania tego dokumentu. Nie było też protokołu zajęcia tego dokumentu – na wszelki wypadek to stwierdzam. Nie było też zapisu w protokole zajęcia i odbioru ruchomości o pobieraniu jakichkolwiek dokumentów. A co jest? Czarna dziura w pamięci naczelnika Urzędu Skarbowego w Płocku. Kiedy prosiłam o wydanie jakiegoś dokumentu poświadczającego wyniesienie świadectwa z redakcji łaskawie w piśmie nr 1419/ZW/070/II/d/48/2010/14 z dn. 03.12.2010 r. odpowiedział mi: „Organ egzekucyjny nie posiada protokołu pobrania świadectwa homologacyjnego nadajnika.(…) Z dokumentów nie wynika w jakich okolicznościach zostało uzyskane, kto je uzyskał i z jakiego źródła pochodzi. (…)”. Co to było pożyczenie, użyczenie, czy ordynarne złodziejstwo? Bo z pewnością nie podarowałam tego kwitu organowi skarbowemu, ponieważ był zbyt ważny dla firmy, np. ewentualna kontrola Urzędu Komunikacji Elektronicznej zawsze sie od niego zaczyna. Bez niego radio przestaje nadawać. 
Takie praktyki są tu powszechnie akceptowane od naczelnika po ministra finansów. Żadne postępowanie dyscyplinarne nie zostało wszczęte ani wobec osób wynoszących nie zajęte dokumenty ani wobec osób przyjmujących je do akt egzekucyjnych, przy czym należy się cieszyć, że chociaż tam było, ponieważ jak będę dalej udowadniać ich zawartość jest „ruchoma”. Jak dowodzi powyższy przykład w postępowaniu egzekucyjnym w administracji nie są stosowane zasady praworządności (art. 6 kpa) i prowadzenia sprawy w taki sposób, aby pogłębiać zaufanie obywateli do organów Państwa (art. 8 kpa). Należy też zapomnieć, że organy administracji publicznej stoją na straży praworządności. Według mnie kultywują prastarą tradycję nierządu w świątyni (Państwa), z małym wyjątkiem: wtedy darczyńcy sami przynosili ofiary na ołtarz, dziś kapłani fiskusa w moim przypadku sami je kradli.
Nie można przeciwdziałać takim kradzieżom przez pracowników organu skarbowego? Nie, jeśli jest się nieobecnym.

piątek, 17 grudnia 2010

6. Zgłoszone przez obecnych wnioski i oświadczenia do protokołu zajęcia - art. 67 upea

Jest taka rubryka w formularzu protokołu zajęcia i odbioru ruchomości opracowanym przez ministra finansów, do której teoretycznie poborca sporządzający ten dokument powinien wpisywać zgłoszone przez obecnych wnioski i oświadczenia. A więc, jeżeli wpisał do tego dokumentu np. 100 proc. własności ruchomości, a ja byłam tylko w 51 proc., to ostatnią szansą było zgłoszenie tego jako oświadczenia do protokołu. Podobnie jak i innych wniosków. I tu zaczyna się problem.
 Praktyka prowadzonego postępowania egzekucyjnego wobec mnie dowodzi, że minister finansów to figura z brzydką naroślą na szyi, nazywaną w przypadku takich ludzi jak Einstein, da Vinci – głową, zaś upea to plik kartek nadających się wyłącznie do ograniczania populacji much. Pac! I do kosza. Czasem, kiedy czytam komentarze do tej ustawy mam wrażenie, że jest to jałowy intelektualizm typu rozważania wpływu plam słonecznych na umaszczenie szczurów w trzęciorzędzie. U mnie korekty formularza ministra finansów i art. 67 upea  dokonał poborca. Po prostu stwierdził, że nie będzie zapisywał wniosków i oświadczeń. W każdym razie to była oficjalna wersja dla mnie. Później prawdopodobnie rozmyślił się i dokonał selekcji złożonych mu wniosków i oświadczeń. Zresztą, ponieważ jest człowiekiem przezornym, na wszelki wypadek przygotował również co najmniej dwie wersje protokołu zajęcia i odbioru ruchomości. Załączam je; w wolnej chwili można jak w czasach wczesnego dzieciństwa „Świerszczyka” i „Misia” rozwijać spostrzegawczość i znaleźć szczegóły różniące oba dokumenty urzędowe.
Jak osoba egzekwowana może zapobiec powyższemu? Moim błędem było, że przed zarejestrowaniem działalności gospodarczej obciążonej ryzykiem gospodarczym nie pochodziłam na siłownię i nie brałam sterydów. Dziś miałabym wąsy i wszystkie wnioski w protokole. I służyłabym też społeczeństwu odśnieżając ulice „na wyjściu” z zakładu karnego za naruszenie cielesności poborcy, bo nie ma nic za darmo.
Pisanie skarg, nic nie daje. To również wiem z własnego przykładu. Organy skarbowe wszystkich szczebli wiedzą o takim sporządzaniu protokołów przez poborcę i w pełni akceptują to. W moim postępowaniu egzekucyjnym „pod skargi” poborca przygotowywał notatki służbowe. I zawsze były one jedynym kontrargumentem aparatu. Np. poborca na powyższe protokoły sporządził notatkę służbową 1,5 roku od zajęcia, w której wyznał, że przy odbiorze były obecne również i inne osoby. Wymienił je z nazwiska (nie wymienił ich w protokole). Jednocześnie stwierdził w niej, że wnioski nie były składane. W odpowiedzi ja złożyłam oświadczenia tych osób, że owszem wnioski i oświadczenia jednak były złożone. Wnioskowałam o przeprowadzenie dowodów z przesłuchań  osób wskazanych przez poborcę. Później załączyłam także ich zeznania. Wszystko na nic. Jedyną moc dowodową miała notatka służbowa poborcy. Problem polegał na tym, że notatki powstawały w zdecydowanej większości po 14 dniach przewidzianych przez upea na wniesienie skargi na czynności (art. 54 upea) i tym samym delikwent wpadał w tzw. uproszczony tryb skargowy według przepisów kpa.
Powszechny jest proceder, moim zdaniem sprzeczny z prawem, uzupełniania protokółów zajęć i odbiorów ruchomości notatkami służbowymi. Oficjalnie przyznaje to naczelnik Urzędu Skarbowego w Płocku, który w piśmie nr 1419/ZW/070/II/d/48/2010/14 z dn.03.12.2010 r., że protokół zajęcia i odbioru ruchomości i notatki służbowe uzupełniają się wzajemnie. To bardzo cenna praktyczna wskazówka dla zobowiązanych. Według kpa, który ma zastosowanie w postępowaniu egzekucyjnym w  administracji tam, gdzie nie reguluje tego ustawa upea różnic pomiędzy obydwoma dokumentami jest wiele. W tym przypadku istotne jest, że protokół muszą doręczyć, natomiast notatki służbowej – nie. A zatem, jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś o okolicznościach „faktycznych” prowadzonego postępowania egzekucyjnego – bo sam protokół zajęcia nie wystarcza według organów skarbowych - musisz bywać w urzędzie przynajmniej raz dziennie i grzebać w aktach egzekucyjnych. Jak dowodzi mój przykład może to trwać nawet 1,5 roku. Ale też nie daje to gwarancji dotarcia do każdego dokumentu; jak mną manipulowały osoby odpowiedzialne za te akta opiszę dalej.

wtorek, 14 grudnia 2010

5. zajmowanie współwłasności - art. 97 upea


Art. 97 upea, to po prostu wybryk jakiegoś niefrasobliwego poczciwca, który chciał chronić mienie niewinnych, czyli niezobowiązanych . Nakazuje on m.in. uzyskanie przez organ egzekucyjny zgody współwłaścicieli na zajęcie ich ruchomości i sprzedaż. A jeżeli  już dojdzie do zajęcia bez zgody pozostałych współwłaścicieli, to organ egzekucyjny musi dokonać podziału kwoty uzyskanej ze sprzedaży pomiędzy nimi stosownie do posiadanych udziałów w tym sprzęcie. W praktycznym wykonywaniu egzekucji nie ma on znaczenia.
W zasadzie przepis ten zmusza organ egzekucyjny do wykonania różnych czynności w celu ustalenia własności przedmiotów, które zamierza zająć. Potwierdzają to liczne instrukcje. W Urzędzie Skarbowym w Płocku nazywała się ona „Instrukcja organizacji pracy działu egzekucyjnego w zakresie realizacji zadań wykonywanych przez poborców skarbowych” nr 02/RI/SZJ/UNI/1/04 i została wdrożona do stosowania  od 01.06.2004 r. Obowiązywała do polowy  tego roku. Podobne dokumenty widziałam na stronach internetowych innych skarbówek np. w Urzędzie Skarbowym w Ełku umieszczono ją na honorowym miejscu jak element walki z korupcją.
Istnienie tego bezcennego dokumentu odkryłam zupełnie przypadkowo. Otóż, fragment swojego postępowania egzekucyjnego oddałam do Prokuratury Rejonowej w Płocku. Chodziło niedopełnienie obowiązków pracowniczych. Po umorzeniu tej sprawy zapoznawałam się z aktami. I w nich właśnie odkryłam jej byt materialny. Poprosiłam o kserokopię. Później odwiedziłam przyjaciółkę w Urzędzie Skarbowym. W garści trzymałam plik kartek.
- Co masz? – Nie pytając o zgodę wyjęła je z dłoni.
- Waszą instrukcję.
- Jaką naszą?! - zaśmiała się po przejrzeniu. – Zobacz, jak naprawdę nasza wygląda.
Nigdy bym na to nie wpadła, że zastępca naczelnika Marek Kołodziejski mógł złożyć w prokuraturze „lewą” instrukcję z „wyciętymi” obowiązkami pracowniczymi. Zamiast 20 stron było 8. Tak to działa. Napisałam skargę do ówczesnego naczelnika urzędu Sławomira Jeznacha. Pierwszy i ostatni raz zdarzyło się, że przeprosił mnie urzędnik państwowy oraz zapewnił, że poprawiam funkcjonowanie urzędu. Dostałam też nową, właściwą instrukcję. Przeprosiny oprawiłam w ramkę i powiesiłam naprzeciwko łóżka. Wita mnie każdego dnia zapewniając, że jestem dobrą obywatelką tego egzotycznego kraju.
Powracając do zawartości instrukcji. Rozpowszechnianie  tego dokumentu może odbywać tylko za zgodą naczelnika. Otóż, obowiązkiem pracowników działu egzekucyjnego - inspektorów, referentów egzekucyjnych -  jest systematyczne zbieranie informacji o sytuacji majątkowej i gospodarczej zobowiązanych oraz źródłach i wysokości ich dochodów. Takie wiadomości muszą pozyskiwać w pierwszej kolejności z bazy własnych danych, czyli systemów Poltax, Poltax 2B, Egapoltax, akt kontroli podatkowych, akt karnych-skarbowych, rejestrów nieruchomości, rejestrów pojazdów itd.  Przy dużych zaległościach podatkowych muszą współdziałać inne działy urzędu np. orzecznictwo i kontrola podatkowa. W uzasadnionych przypadkach jest konieczne przeprowadzenie kontroli źródłowych podatkowych, aby  znaleźć wierzytelności handlowe zobowiązanego. Dopiero na podstawie tego zgromadzonego materiału organ egzekucyjny wybiera, co zająć i w ogóle decyduje, jaki zastosować środek egzekucyjny. Oczywiście, musi być on jak najmniej uciążliwy dla zobowiązanego. Każde odstępstwo od powyższych wytycznych jest niechlujstwem urzędniczym oraz niedopełnieniem obowiązków pracowniczych.
Zwykle w salach obsługi klientów urzędów (tak było w Płocku) wystawione są do ogólnego oglądu regulaminy organizacyjne. Przestrzeganie takich instrukcji jest wpisane do obowiązków pracowników.
W moim postępowaniu egzekucyjnym organ egzekucyjny zaniechał wykonania tych wszystkich powyższych czynności. W tym czasie była prowadzona niezależna od egzekucji i bez jej udziału kontrola podatkowa, a w niej znajdowało się kilka faktur zakupu ruchomości wpółnależących do innej osoby; była tam nawet umowa na podstawie, której użytkowałam owe ruchomości. Wystarczyło, aby pracownik działu egzekucji udał się piętro wyżej i pobrał te faktury. Nic z tego! Poborca w czasie mojej nieobecności wpisywał do protokołu zajęcia wszystko –  zeznał – co opisywała  mu moja asystentka. Chciał mieć radiostację i tylko to było ważne. Art. 97 upea i jakaś zgoda współwłaścicielki na zajęcie?! A co to jest upea? W konsekwencji do protokołu zajęć i odbiorów wpisywał ruchomości jako 100 procent mojej własności. Dopiero teraz ponad 5 lat od zajęcia  dzięki kontroli, o której pisałam w poprzednim rozdziale, ma być to naprawione.
Jak na bieżąco przeciwdziałać zajmowaniu ruchomości? Być przezornym: kupić sobie łóżko polowe, śpiwór  i wynająć w sądzie 2 m kw. na  „zainstalowanie” się, ponieważ jak się skarbowcy uprą i było dużo takich ruchomości, to nie będziesz wychodzić z budynku przez długi czas. Mieć faktury zakupu, choć nie zawsze dają one  gwarancje, np. u mnie twierdzili, że na podstawie tych faktur nie mogą zidentyfikować, że rzeczywiście dotyczą one tych  konkretnie ruchomości. Nie działa argument, że np.  nie były ci potrzebne dwie centrale telefoniczne lub dwa klimatyzatory w jednym pomieszczeniu.  A więc wymagają faktur specjalnych, jakich? Nie wiadomo. Mieć świadków, pudełka, odciski  palców sprzedawców i DNA producenta. Wszystko, co tylko przyjdzie ci do głowy. A i tak w konsekwencji okaże się, że to za mało.
 To Ty musisz powiadomić współwłaścicieli, że zajęto ich współwłasność, a później oni  powinni złożyć wniosek o wyłączenie zajętej ruchomości spod egzekucji, ale to już inny przepis upea.

środa, 8 grudnia 2010

4. Opisywanie ruchomości w protokole zajęcia - art. 99 upea

Art. 99 ustawy o postępowaniu egzekucyjnym w administracji, to kolejna literacka fikcja polskiego prawodawstwa w praktycznym wykonaniu organów skarbowych. Nakazuje on zamieszczanie w protokole zajęcia opisu zajętej ruchomości według jej cech właściwych. Dla znawców i autorytetów  ustawy ten przepis jest, prawdopodobnie, tak oczywisty, że np. P. Przybysz w swoim komentarzu poświęcił mu niewiele miejsca, zaś prof. R. Hauser w publikacji „Postępowanie egzekucyjne w administracji. Komentarz” uściślił, jakie są to cechy właściwe: przede wszystkim odróżniające go od innych przedmiotów tego samego rodzaju np. kolor, numer. Twierdzi też, że winien być opisany stan przedmiotu i jego ewentualne uszkodzenia. Jest też wyznawcą kolejnej herezji, a mianowicie, że jeżeli dochodzi do zajęcia kilku ruchomości, to należy dokonać opisu odrębnie dla każdej z nich.
W moim postępowaniu realizacja powyższych pobożnych życzeń autorytetów w zupełności wystarczyłaby. Niestety, Zbigniew Bryła, pełniący obecnie obowiązki naczelnika Urzędu Skarbowego w Płocku jest innego zdania. W piśmie nr 1419/ZW/070/II/d/48/2010/14 z dn. 03.12.2010 r. stwierdził, że, cytuję: „Ruchomości te jak wynika również z Pani pism były połączone z ruchomościami opisanymi w protokole zajęcia. Trudno je zatem oceniać jako odrębne ruchomości. Brak ich opisu w dokumentach nie można uważać za naruszenie art. 99 u.p.e.a.”
A teraz wyjaśnię, o co chodziło w moim postępowaniu egzekucyjnym . Otóż, poborca skarbowy Artur Dymowski sporządzający protokół zajęcia wpisał do niego te ruchomości, które zajął. Oczywiście przy żadnej ruchomości nie zamieścił opisu jej cech właściwych i odróżniających ją od innych przedmiotów tego samego rodzaju, co zaleca R. Hauser. Nie opisał  również uszkodzeń (później okazało się, że część ruchomości została zepsuta  w czasie nie mojego dozoru).  Poza tym w dalszym toku postępowania egzekucyjnego  doszło do wyceny nie zajętych ruchomości o znacznej wartości np. specjalistycznego kabla tzw. fidera (ok. 30.000 zł). Mało tego, biegły skarbowy dokonał cytuję: „wyceny zorganizowanej części przedsięwzięcia gospodarczego”, czyli faktycznie całej radiostacji. W skład przedsiębiorstwa oczywiście wchodziły oprócz zajętych ruchomości, także te nie wpisane do protokołu zajęcia oraz inne prawa i składniki przedsiębiorstwa. Teraz tłukę się z naczelnikiem Urzędu Skarbowego w Płocku , który uskutecznia ze mną zabawę w gry słowne typu, czy „zorganizowana część przedsięwzięcia gospodarczego” jest przedsiębiorstwem, czy poborca zajmując kilka ruchomości musiał dokonać opisu każdej z nich, itd.
Doszło do paradoksalnej sytuacji, w której dopiero teraz – ponad 5 lat od zajęcia mojej firmy – naczelnik Urzędu Skarbowego w Płocku usiłuje rozliczyć się z przeprowadzonego postępowania egzekucyjnego. Właśnie wszczął kontrolę skarbową, o którą wcześniej zabiegałam i której przeprowadzenia  mi odmówił. Jest z tym potężny kłopot, ponieważ nic mu się nie zgadza i jak stwierdził w piśmie nr 1419/ZW/070/II/d/48/2010/14 z dn. 03.12.2010 r. cytuję: „W celu ustalenia stanu prawnego dotyczącego dokumentów związanych ze sprzedażą ruchomości zajętych w postępowaniu egzekucyjnym planuje przeprowadzenia kontroli doraźnej w tym zakresie.”
Przypilnowanie protokołu zajęcia - jak widać na moim przykładzie - jest bardzo ważne dla zobowiązanych. Niebezpieczne jest również dla całej pozostałej populacji ludzkiej, która znajdzie się w okolicy mienia zobowiązanego, ponieważ  przy takim pojmowaniu art. 99 upea przez pracowników organów skarbowych mogą zająć wszystko bez wpisania do protokołu zajęcia. Byle byłoby połączone z ruchomością wpisaną do protokołu zajęcia. Przykład?  Jak zajmują lokomotywę, to razem z torami, dworcami i całą pozostałą infrastrukturą.  I tym sposobem  mogą wyjść poza granice Polski, anektować ziemie, na których te tory zlokalizowano. Tylko oceany mogą ograniczyć ich imperialistyczne zapędy. A przy okazji  „wyjmują” kilka lat z życiorysu zobowiązanym  na odkręcanie tego. Jak dowodzi moja historia nie jest to ani łatwe, ani przyjemne.
Np. ów fider, to jak wcześniej napisałam, to specjalistyczny kabel o ok. 3 cm średnicy (nie pamiętam, ile miał dokładnie). W środku znajduje się plastykowa, biała spirala. Przenosi on dźwięk produkowany w studiu radiowym do części nadawczej. Od 5 lat tłumaczę to organom skarbowym. Nadaremnie. W powyżej cytowanym piśmie naczelnik Urzędu Skarbowego w Płocku stwierdza, że jest to…  zasilacz, linia przenosząca drgania elektryczne wielkiej częstotliwości od anteny nadawczej albo odbiorczej do odbiornika radiowego”. Nie na tę głupotę nie ma lekarstwa. Przy rozpatrywaniu tej sprawy prawdopodobnie naczelnikowi mylą się słupy transformatorowe z anteną. Nie przekonuje go argument, że w niemal każdym mieszkaniu jest radio i gdyby musiało być ono połączone z moimi antenami, to Słońca nie oglądałby przez cały rok przez kopułę fiderów. Nie zakwitłyby stokrotki i wyginęły bociany. A później cała ludność w promieniu zasięgu nadajnika i anten, bo pod szczelną kopułą fiderów znalazłby się i Orlen (ok. 5 km od anteny) ze swoimi potężnymi kominami , których produkcja utknęłaby w kopule zamiast wylecieć w Kosmos. Płock, jak wiadomo, nie jest kurortem.  Gdyby poborca opisał ów fider w protokole zajęcia, to może naczelnik nie pisałby bzdur?
Ale okazało się, że wpisał go wcale do protokołu zajęcia.  Mimo to biegły skarbowy jego część wycenił, czyli widział go. Biegły sądowy nawet uwiecznił na zdjęciu.  Ale nie ma go wśród rzeczy wydanych nabywcy. Nie zwrócono go mi. Co się z nim stało do dziś naczelnik Urzędu Skarbowego w Płocku uporczywie odmawia mi odpowiedzi na ten temat. Dlatego  nie wiem, czy w dalszym ciągu jestem jego właścicielką, czy został zniszczony, ukradziony, podarowany, wydzierżawiony za ciężkie pieniądze, itd. Wiadomo tylko, co zeznał A. Dymowski, czyli prawdę: „Nie zająłem fidera. Gdybym wiedział, że przedstawia wartość, to bym go zajął”. Chodzi o sporą kwotę, która zaginęła w toku prowadzonego postępowania egzekucyjnego prowadzonego przez płocki Urząd Skarbowy.
Albo inny przykład. Poborca  wpisywał do protokołu zajęcia pojemności twardych dysków. Później w czasie dozoru dyski z zajętych komputerów znikły i pojawiły się inne – nie moje. Teraz naczelnik Urzędu Skarbowego w Płocku stosuje zadziwiające uniki i wyjaśnienia typu (cały czas cytaty z pisma 1419/ZW/070/II/d/48/2010/14): „Warto zwrócić uwagę, że praktyka podawania przybliżonych pojemności dysków przez sprzedawców i producentów jest powszechnie przyjęta (zatem wskazanie, że dysk ma 40 GB nie oznacza, że ma dokładnie taką pojemność, lecz że jest ona zbliżona do tej wartości).” Różnice według dokumentów sporządzonych na zlecenie organu egzekucyjnego wynoszą nawet 10 GB. Tam, gdzie występuje niezgodność ponad 63 GB naczelnik przypuszcza, że wynika to z braku przecinków w pojemnościach w protokole zajęcia. Tym samym sam kwestionuje wiarygodność tego dokumentu. Na czym opiera domniemanie, że protokół zajęcia zawiera nierzetelne opisy ruchomości, nie wiadomo, ponieważ ów dokument nie został sprostowany. Mimo posiadanej wiedzy o nierzetelności protokołu przez ponad 5 lat nie wycofał tego urzędniczego śmiecia z obiegu prawnego, a wręcz dowodzi, że zastał sporządzony prawidłowo.
Takich przykładów z własnego postępowania egzekucyjnego mogę podać kolejnych kilka stron.
Chcę podkreślić, jak ważny jest protokół zajęcia wobec zajmowanego stanowiska organów skarbowych i traktowania tego dokumentu. Moja rada? Wszystko, co bierze w rękę poborca – chociaż „mój” zachował się uczciwie przyznając, że np. nie zajął fidera – należy spisać i sfotografować razem z okolicą, aby w przyszłości uniknąć kłopotów. Nie rozstawać się z dyktafonem i kamerą rozmawiając z pracownikami egzekucyjnymi. Na spotkania z nimi chodzić ze świadkami. Zanim usiądziecie na krześle sprawdźcie, czy nie ma na nim naklejki o zajęciu, bo zajmą połączone z nim spodnie, a nie wykluczone, że i skarpetki. 

niedziela, 28 listopada 2010

3. Świadkowie przy sporządzaniu protokołu zajęcia - m.in. art. 51 upea

Następnego dnia po zajęciu mojego mienia czekałam w Urzędzie Skarbowym w Płocku kilka godzin na poborcę, by wyjaśnił mi, co się stało. Nie udało się.  Za ostatnie pieniądze kupiłam tam książkę Piotra Przybysza pt.: „Postępowanie egzekucyjne w administracji. Komentarz”. Nie jadłam, nie spałam, tylko ją chłonęłam. Dziś znam ją na pamięć, ponieważ jest znakomita: przede wszystkim została napisana przystępnym językiem. Tam, gdzie autor ma odrębne zdanie wyraźnie to zaznacza. Jest praktyczna, ponieważ krok po kroku można porównać faktyczne działania organu egzekucyjnego ze stanem, który powinien mieć miejsce, a więc takim, jakim widzi go prawo uchwalone przez Sejm.  I tu powinnam opisać szczęśliwe zakończenie, iż dzięki  tej publikacji wygrałam sprawy skargowe oraz sądowe. Tak się nie stało. Nie pomogła mi również publikacja innego autorytetu z prawa egzekucyjnego w administracji, prof. Romana Hausera, którą sprzedawczyni ze sklepiku w Urzędzie ściągnęła z wydawnictwa C. H. Beck. Też świetna książka i bardzo pomocna w walce o normalne postępowanie egzekucyjne w administracji. Szkoda tylko, że nie znają ich pracownicy aparatu skarbowego albo mają inny pogląd na obowiązujące przepisy.  
Przykład z mojego postępowania egzekucyjnego? Byłam nieobecna w czasie zajmowania ruchomości, a więc zgodnie z przepisem 51 upea poborca musiał powołać co najmniej dwóch świadków. Tu powinnam popełnić  plagiat przepisując fragment książki P. Przybysza, ponieważ lepiej niż on z pewnością nie opiszę wymagań stawianych świadkom. Przede wszystkim powinny to być osoby pełnoletnie i spostrzegawcze, gdyż ich zadaniem będzie potwierdzenie własnym podpisem zgodności protokołu z faktycznym przebiegiem obserwowanych poczynań poborcy.  P. Przybysz postawił jeszcze jeden warunek, a mianowicie, że ze względów obiektywizmu nie powinni być pracownikami organu egzekucyjnego lub wierzyciela i w znalazły się w miejscu egzekucji w związku z wykonywanymi obowiązkami służbowymi. Tłumaczy to zapobiegliwością, bowiem w zdarza się, że owi świadkowie muszą w przyszłości zeznawać w różnych procesach.
A jak było w moim przypadku w czasie zajmowania ruchomości? A. Dymowski zdecydował się na świadków na moją asystentkę  Iwonę i trzech poborców. Z zeznań A. Dymowskiego wynika, że: „…ten protokół zajęcia z dn. 21.11.2005 r. sporządzałem (…)w obecności dwóch pozostałych poborców, którzy brali udział w zajęciu. (…) Pani Słowikowska, która brała czynny udział w zajęciu (…) Czynny udział Pani Słowikowskiej polegał na pomaganiu nam we właściwym identyfikowaniu sprzętu i jego właściwym nazewnictwie. (…) Wszyscy pracownicy jak również Pani Słowikowska byli świadkami zajęcia. (…) Zajmując ruchomości dokonywałem ich zapisu z natury, nie ingerowałem, w sprzęt elektroniczny, gdyż nie potrafiłem go opisać. (…) nie posiadałem fachowej wiedzy na temat sprzętu znajdującego się w tej firmie. Pojemność dysków odczytywał Michał Nowak, drugi poborca, który uczestniczył przy sporządzaniu protokołu. On odczytywał to gdzieś z właściwości dysku, to wyświetlało się na monitorze komputera. (…) Ja cały czas byłem w lokalu przy ul. 3 Maja 18, kiedy zajmowałem ruchomości. (…) Chcę powiedzieć, że ja cały czas tego dnia byłem w lokalu przy ul. 3 Maja i ja zajmowałem wszystkie ruchomości, również te z lokalu przy ul. Kochanowskiego, gdzie udał się jeden z poborców i spisał te ruchomości. (…)
I to tyle o świadkach, wszyscy uczestniczyli w zajmowaniu ruchomości, a w zasadzie jak zeznawał poborca, który przyznał się, że nie posiadał wiedzy i nie potrafił go nawet opisać robiła to za niego moja asystentka, która zresztą odmówiła podpisania tego dokumentu. Drugi świadek – poborca zatrudniony przez wierzyciela i jednocześnie organ egzekucyjny - zajmował się komputerami, następny – również pracownik Urzędu Skarbowego w Płocku - bez wydania stosowanego zarządzenia organu egzekucyjnego otworzył i przeszukał pomieszczenie przy ul. Kochanowskiego 1. Żaden świadek nie spełniał wszystkich kryteriów wyznaczonych przez P. Przybysza.
Szczególnie rola mojej asystentki jest tutaj dla naczelnika Urzędu Skarbowego w Płocku wieloznaczna, bowiem miała być i świadkiem i kimś nie definiowanym w świetle przepisów postępowania egzekucyjnego w administracji, bowiem jak stwierdził w piśmie nr 1419/ZW/070/II/d/46/2010 z dn. 19.11.2010 r. : „Według tych zeznań osoba ta udziela informacji, do których zobowiązany jest każdy na podstawie art. 36 upea. Czynności tego typu nie wymagają więc posiadania pełnomocnictwa.” Co jest kompletnym nieporozumieniem, ponieważ Iwona była świadkiem pomijając wszystkie inne względy, np. fakt, że jak się okazuje organ egzekucyjny bez jej udziału w formie uzyskiwania informacji  niezbędnych do prowadzenia egzekucji nie byłby w stanie jej poprowadzić np. sporządzić protokołu zajęcia i odbioru ruchomości.
Czy można przeciwdziałać takiemu traktowaniu świadków, jak czyni to naczelnik Urzędu Skarbowego w Płocku? Ja nie znalazłam skutecznego  sposobu. O udziale I. Słowikowskiej nie jako świadka dowiedziałam się dopiero z powyższego pisma, a więc traciłam szanse na ewentualne wniesienie skargi w trybie art. 54 upea ze względu na upływ czasu. Oczywiście w protokole zajęcia nie zamieszczono żadnej adnotacji, że Iwona udzielała jakichkolwiek informacji w moim imieniu ani czego miałyby one dotyczyć. Zresztą jak ją znam, nie zrobiła tego. Nie miała też mojego pełnomocnictwa ani pisemnego ani ustnego do wypowiadania się w moim imieniu jako zobowiązanej. Teraz jej osoba służy do usprawiedliwiania złamania prawa przez organ egzekucyjny. Ani naczelnik Urzędu Skarbowego w Płocku ani dyrektor Izby Skarbowej w Warszawie nie przeprowadzili postępowania wyjaśniającego przy sporządzaniu protokołu zajęcia mimo wielokrotnie podnoszonych przeze mnie tych problemów. Są ślepi na argumentację P. Przybysza, a ja zostałam pozbawiona możliwości powołania obiektywnych świadków.



poniedziałek, 22 listopada 2010

2. Otwarcie pomieszczeń i przeszukanie - art. 47 upea

Art. 47 upea, to kolejny martwy przepis w praktycznej egzekucji w administracji, ale może najpierw wyjaśnię sytuację. Moja firma mieściła się w dwóch lokalach w Płocku: redakcje tygodnika i radia były w lokalu przy ul. 3 Maja 18, natomiast część nadawcza kilka przecznic dalej przy ul. Kochanowskiego 1. Znajdowały się tam dwa nadajniki: mój i radia Wawa. Ze względu na szkodliwość emisji fal radiowych w tym pomieszczeniu nie było żadnego stanowiska pracy. Pracownicy nie mogli tam przebywać, zresztą większość z nich nie wiedziała nawet, że firma wynajmuje akurat to lokum.
A jednak… W dn. 21.11.2005 r. poborca wszedł do tego lokalu. Nawet o tym nie wiedziałabym, ponieważ w protokole zajęcia i odbioru ruchomości brak jest jakiejkolwiek wzmianki na ten temat. Ale, jak stale przypomina moja przyjaciółka, była pracownica Urzędu Skarbowego w Płocku, urzędników państwowych na kłamstwach, oszustwach, fałszerstwach można złapać, jeżeli uważnie przygląda się szczegółom. Zaczęłam ich szukać. I tak przy nadajniku w protokole zajęcia i odbioru ruchomości poborca podał numer seryjny urządzenia, a oczywiście mógł go spisać tylko po bezpośrednim obejrzeniu ruchomości. A zatem doszło do otwarcia zamkniętego pomieszczenia niedostępnego dla pracowników oraz klientów firmy. Do dziś nie wiem, jak to się stało, ponieważ z tego otwarcia i przeszukania nie sporządzono protokołu, o którym mowa w art. 47 upea. Poborca przyznał się, że rzeczywiście tam ktoś był i ów numer spisał. Kto go tam wpuścił? Sąd nie pozwolił ustalić w przesłuchaniu świadka.
Art. 47 upea nakazuje, że aby doszło do otwarcia pomieszczeń zamkniętych i ich przeszukania organ egzekucyjny musi zarządzić otwarcie pomieszczenia. W tym celu wydaje pisemne zarządzenie zgodnie z zasadą pisemności wyrażoną art. 14 kpa. To zarządzenie musi być doręczone zobowiązanemu, czyli mnie, natomiast z otwarcia i przeszukania sporządzany jest protokół, który również powinien być mi doręczony. Dodatkowym obowiązkiem organu egzekucyjnego jest powołanie komisji, która ma dokonać otwarcia, wejścia i opisania wszystkich czynności tam dokonanych. Nie muszę chyba dodawać, że żadnego z owych dokumentów nie otrzymałam. Stan faktyczny odtwarzałam  przez kilka kolejnych lat i nie było łatwo, ponieważ moi byli pracownicy okazali się niezbyt rozmowni, a w aktach egzekucyjnych nie było żadnych dokumentów na ten temat.
Takich nieudokumentowanych wejść do siedziby mojej firmy było więcej. I tylko z jednego został sporządzony protokół. Moim zdaniem w moim postępowaniu egzekucyjnym ewidentnie naruszono ten przepis prawa i to po wielokroć.

niedziela, 14 listopada 2010

1. OKAZANIE LEGITYMACJI W EGZEKUCJI W ADMINISTRACJI


Wydawało się, że nawet tak prosta czynność, o której mowa w art. 31 upea może być przyczyną rozbieżności. Artykuł ten  brzmi:  Egzekutor obowiązany jest przed rozpoczęciem czynności egzekucyjnych bez wezwania okazać zobowiązanemu zaświadczenie organu egzekucyjnego lub legitymację służbową, upoważniające do czynności egzekucyjnych.”
Rozumiałam go w sposób dosłowny: to ja byłam zobowiązaną i to mnie poborca miał okazać legitymację 21.11.2005 r. Skoro byłam nieobecna przy zajmowaniu ruchomości, to poborca skarbowy nie wykonał obowiązku wynikającego z tego przepisu, a więc – złamał go. W takim rozumieniu wspierała mnie „Instrukcja organizacji pracy działu egzekucyjnego w zakresie realizacji zadań wykonywanych przez poborców skarbowych”, w której zalecano poborcy dowiedzieć się, gdzie przebywa zobowiązany, czy jego nieobecność ma charakter trwały. Przy pozyskiwaniu powyższych informacji miał zachować szczególny takt i ostrożność. Z zebranych informacji miał sporządzić raport na specjalnym formularzu stanowiącym załącznik do Instrukcji i odstąpić od egzekucji.
Moim zdaniem nie było potrzeby przeprowadzania zajmowania ruchomości pod moją nieobecność. Nie było zagrożenia, że będę np. usuwać z redakcji sprzęty i świadkiem tego był poborca, który w ramach umowy ratalnej pojawiał się u nas i widział, że przybywa wyposażenia, nic przed nim nie jest ukrywane.
Z zeznań poborcy wynikało, że legitymację okazał mojej sekretarce, która oczywiście nie była zobowiązaną, czyli mną. Sekretarka nie była też osobą upoważnioną przeze mnie do reprezentowania mnie w czynnościach egzekucyjnych. Nie była moim pełnomocnikiem; w aktach egzekucyjnych nie było pełnomocnictwa, o którym mowa w art. 32 kpa ani pisemnego ani protokołu z ustnego wniesienia takiego pełnomocnictwa, a zatem uważałam, że i te przepisy złamano w moim postępowaniu egzekucyjnym w administracji.
Jak ten przepis traktowały instytucje?
Naczelnik Urzędu Skarbowego w Płocku nie dostrzegał w powyższych sytuacjach naruszeń prawa. Początkowo w procesie odszkodowawczym pozwani usiłowali forsować tezę, iż moja sekretarka była pełnomocnikiem domniemanym (pojęcie z prawa cywilnego), ponieważ znajdowała się w miejscu, w którym firma przyjmowała klientów. Ciężko mi było to zbić i tu pomogła mi literatura prawnicza. W komentarzu do kodeksu postępowania administracyjnego znalazłam rozróżnienie definicji pełnomocnika dorozumianego oraz domniemanego i już wiedziałam, że nie są to pojęcia tożsame. Moja sekretarka nie mogła być moim pełnomocnikiem w postępowaniu egzekucyjnym w administracji bez pełnomocnictw, o których mowa w kodeksie postępowania administracyjnego. Sędzia tylko westchnęła:
- Dobrze zna pani prawo.
Poborca , gdy go spytałam w czasie przesłuchania jako świadka, czy sekretarka była pełnomocnikiem dorozumianym, czy domniemanym odparł tylko, że nie wie o co chodzi. Po prostu wpadł do redakcji i wybrał sobie Iwonę na mojego rzekomego przedstawiciela.
Prokuratura Rejonowa w Ciechanowie również nie dostrzegła powyższych naruszeń prawa. Zaś Sąd Okręgowy w Płocku w uzasadnieniu wyroku napisał:  Niewątpliwie egzekutor przystępując do czynności egzekucyjnych, jest obowiązany okazać zobowiązanemu zaświadczenie organu egzekucyjnego lub legitymację służbową, upoważniające do czynności egzekucyjnych (art. 31 par. 2 upea). Związany z tym zarzut powódki nie jest skuteczny. Poborca skarbowy A. Dymowski nie wylegitymował się stosownym dokumentem, ale w związku z wcześniejszymi czynnościami egzekucyjnymi znany był zarówno powódce, która zwracała się do niego po imieniu, jak i jej pracownikom.”
No i co z tego, aż się prosi zapytać? Znałam Artura prywatnie oraz jako poborcę, który miał uprawnienia naczelnika do zawarcia ze mną umowy ratalnej i przyjmowania pieniędzy. Do dziś nikt nie potwierdził, iż miał on uprawnienia do z wykonywania czynności zajmowania ruchomości. W  aktach sprawy i egzekucyjnych  brak jest jakiegokolwiek dowodu na tę okoliczność. Sąd w ogóle nie uwzględnił faktu, iż poborca winien był tego dnia wycofać się z zajmowania ruchomości do czasu mojej obecności i powrotu z Warszawy, ponieważ wówczas nie doszłoby do wielu moich strat. Wręcz mam wrażenie, że ze skutków łamania prawa przez poborcę sąd wyciągał niekorzystne dla mnie wnioski. A powyższe przepisy? Jak wynika z uzasadnienia wyroku można wyrzucić do kosza: uchwalone prawo jest lekceważone przez poborcę w majestacie sądowego wyroku. Inną sprawą jest „dobieranie” sobie do pomocy przez poborcę w czynnościach egzekucyjnych osób trzecich np. mojej sekretarki i tutaj nie widzę sposobu przeciwdziałania przez zobowiązanych, jeśli są nieobecni przy egzekucji.


piątek, 12 listopada 2010

zajmowanie 21.11.2005 r.

 Nie byłam obecna w czasie zajmowania ruchomości. Tego dnia przed świtem razem z Izą Rożniak, moją przyjaciółką razem jechałyśmy do redakcji „Rzeczpospolitej” do Pawła Rochowicza, dziennikarza prawnych „żółtych stron”. Akurat otworzył w gazecie cykl dotyczący księgowania i sprawa firmy męża Izy pasowała idealnie. Zaprosił nas i wyznaczył spotkanie na godzinę 10.00. Kiedy już byłyśmy w Warszawie zadzwoniła do mnie moja sekretarka.
- Przyjechał Artur i wynosi rzeczy z redakcji – powiedziała.
- Żartujesz prawda? Przepraszam, ale nie mogę teraz rozmawiać, szukam miejsca do parkowania - Koniec rozmowy. Rozłączyłam się. Później przez chwilę jeszcze z Izą podyskutowałyśmy, że pewnie Arturowi „odbiło” i jutro sprawę wyjaśnię na miejscu. Dla nas było jasne, że nie może być mowy o żadnym wynoszeniu z redakcji sprzętu, ponieważ i dług nie był ustalony i była realizowana umowa ratalna już od kilkunastu miesięcy. Iza jest prawnikiem, przez kilkanaście lat była sędzią w Sądzie Rejonowym w Płocku. Zgodnie stwierdziłyśmy, że nie powodu do obaw: jutro się wszystko wyjaśni, kiedy wrócimy do Płocka.
Paweł Rochowicz, później opublikował duży materiał z tego spotkania. Opowiedziałam mu także o swojej sprawie. Był w szoku, że Urząd Skarbowy w Płocku może tak funkcjonować.
Wieczorem, kiedy wracałyśmy do Płocka na chwilę włączyłam radio. Program radiowy był nadawany. Usłyszałam znajome głosy spikerów i wyłączyłam.
W domu przywitali mnie zmartwieni rodzice.
- Był tu poborca. Powiedział, że już nie masz radia, że wszystko wywiózł – mama płakała.
Podeszłam do radioodbiornika, znalazłam częstotliwość 95,2 MHZ.
- Gra? Gra. Jak miałoby nadawać program, gdyby wszystko wywiózł?
Ale zaniepokoiłam się. Postanowiłam następnego dnia dowiedzieć się, o co chodzi i co się stało.
Następnego dnia, tuż po godzinie otwarcia Urzędu Skarbowego w Płocku czekałam pod drzwiami poborcy. Nie było go. Kolejnego dnia to samo.
Wpadałam też do redakcji. Przed południem byli w niej pracownicy, siedzieli bezczynnie. Sprzęt był oklejony nalepkami zajęcia. Na drzwiach mojego gabinetu też była naklejka. Po południu obcy młodzi ludzie coś w studiu majstrowali.
- Kim jesteście i co robicie?
- A co panią to obchodzi? Jesteśmy z urzędu. Proszę wyjść stąd – no to wyszłam zdezorientowana.
Wtedy, 21-23.11.2005 r., nawet nie zdawałam sobie sprawy, ile przepisów już nałamano w moim postępowaniu egzekucyjnym. Dopiero później, kiedy odtworzyłam przebieg zdarzeń w dn. 21.11.2005 r. ujawniło się całe bezprawie urzędników organu egzekucyjnego od samego wejścia ich do redakcji. Owo odtwarzanie było konieczne, ponieważ z protokółów zajęć i odbioru ruchomości nie dowiedziałam się niczego faktycznego o przebiegu zdarzeń w tych dniach.



wtorek, 12 października 2010

Umowa ratalna z poborcą

Tak więc na dzień zajęcia nie był ustalony mój dług w wysokości wymaganej upea. Urząd Skarbowy w Płocku ustalił to dopiero ponad 4 lata po zajęciu w wysokości domniemanej. Zanim to się stało nie obawiałam się zajęcia, normalnie prowadziłam działalność gospodarczą wydając tygodnik i prowadząc radio, ponieważ miałam również umowę ratalną.  Zawarcie jej zaproponował mi poborca Artur Dymowski. Artur był moim kolegą. Byliśmy na „ty”. Wyznaczył kwotę raty: 2 tys. zł tygodniowo. Miał tylko jeden warunek: pieniędzy nie wolno było wysyłać mi za pośrednictwem Poczty Polskiej lub przelewem z konta bankowego.
Umowę potraktowałam poważnie. Od razu, na początku wpłaciłam Arturowi „zaliczkę” na wypadek niedotrzymania któregoś z terminów. Byłam akurat po „żniwach” reklamowych i nie chciałam żadnych nieporozumień z powodu terminu. Później, w styczniu i lutym, wpływy z reklamy są minimalne na moim rynku. Artur zgodził się. Umowę ustną realizowaliśmy przez cały 2005 r. Dzwoniliśmy do siebie, umawialiśmy się, gdzie mu dostarczyć pieniądze, czy przyjdzie do radia, czy też miałam ja lub moja sekretarka „podskoczyć’ do Urzędu Skarbowego. Kiedy nie miał czasu lub był na urlopie przesuwał terminy. Artur wywiązywał się z umowy znakomicie przez 11 miesięcy. Wycofywał z bieżącej realizacji wszystkie tytuły wykonawcze i zwracał je niewyegzekwowane organowi egzekucyjnemu. Wystawiał pokwitowania.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy w piątek odebrał ratę, a następnego poniedziałku zajął firmę. Moim zdaniem nie powinien tego robić, ponieważ obowiązywała i była realizowana umowa ratalna, zabraniał mu tego art. 45 upea. Cóż zrobił Urząd Skarbowy w Płocku, kiedy złożyłam skargę w tym zakresie? Stwierdził, że… nie było żadnej umowy. Dał temu wyraz dyrektor Izby Skarbowej w Warszawie w postanowieniu nr 1462/WP/724/6/06/MO z dn. 30.01.2006 r. Jak wynika z uzasadnienia przeprowadził nawet postępowanie wyjaśniające, cytuję fragment odnoszący się do tego: „Kwestia zawierania jakiejkolwiek umowy spłaty zadłużenia z Urzędem Skarbowym w Płocku nie znajduje odzwierciedlenia w aktach sprawy. (…) Według oświadczeń poborców skarbowych, którzy dokonywali czynności egzekucyjnych w niniejszej sprawie, nikt nie zawierał z zobowiązaną jakiejkolwiek umowy czy uzgodnienia w zakresie terminów płatności zadłużenia.” Zwróciłam się o wydanie kserokopii owych oświadczeń poborców z akt sprawy. Okazało się, że nie istnieją. Nie ma ich ani w aktach sprawy, ani w aktach egzekucyjnych. Tak się tu „załatwiało” skargi – nie istniejącymi dowodami (ten mechanizm opiszę w innym rozdziale).
Jakimi dowodami dysponuję na potwierdzenie zawarcia umowy ratalnej i jej realizacji? Są to tytuły wykonawcze wycofane z bieżącej realizacji po zawarciu umowy oraz pokwitowania wystawione przez poborcę. Jest jeszcze coś – dokument wdrożony do stosowania w płockiej placówce fiskusa pt.: „Instrukcja organizacji pracy działu egzekucyjnego w zakresie realizacji zadań wykonywanych przez poborców skarbowych” nr 02/RI/SZJ/UNI/1/04 z dn. 01.06.2004 r. Dokument opracowała Zofia Nowakowska, konsultował merytorycznie Aleksander Żółtowski i Andrzej Wiśniewski, konsultacji pod względem formalno-prawnym dokonał Andrzej Kaczorowski, pod względem zgodności z SZJ (Systemem Zarządzania Jakością!!!) – Teresa Morze i wdrożyła do stosowania Anna Ożdżeńska.  Wtedy, kiedy wnosiłam skargę nie wiedziałam o jego istnieniu. Później, kiedy przypadkiem dzięki pomocy osób zaprzyjaźnionych z urzędu uzyskałam go w pełnej wersji, kolejni naczelnicy i ich radca prawny usiłowali go zdyskredytować jako obowiązująca normę do stosowania w urzędzie. Twierdzili, że jest to dokument wewnętrzny do dobrowolnego stosowania. Musiałam to ustalić, ponieważ bardzo często tu kłamano przeciwko podatnikom i przedsiębiorcom. Samodzielnie nie byłam w stanie. Pomogli mi dziennikarze zwracając się z zapytaniem do ówczesnego rzecznika prasowego Izby Skarbowej w Warszawie Andrzeja Kulmatyckiego z pytaniem, czy przepisy i nakazy owej instrukcji obowiązują pracowników Urzędu Skarbowego w Płocku? Jego odpowiedź nie pozostawiała złudzeń: tak – są obowiązujące.
Dlaczego ta instrukcja była dla mnie taka ważna? Otóż, w rozdziale 5.7 pt.: „Odbiór przydziału zadań i kontrola wykonania pracy poborcy skarbowego” jest opisana szczegółowa procedura do wykonania przez osoby nadzorujące poborcę w przypadku dokonywania rat. M.in. jest nakaz wszczęcia postępowania dyscyplinarnego wobec poborcy w przypadku umawiania się na wpłaty rat. Kontrola taka powinna nastąpić najpóźniej w ciągu trzech dni od daty zdania przydziału przez poborcę. Czyli w moim przypadku już po pierwszej dokonanej wpłacie raty, która nie zaspakajała całości objętej tytułem wykonawczym. W przypadku, gdyby umowa była nieważna, bezprawna, nie tolerowana przez organ egzekucyjny powinnam natychmiast być o tym powiadomiona, zaś poborca powinien mieć wszczętą dyscyplinarkę. Nic takiego się nie zdarzyło. Umowa była ważna do momentu, kiedy naczelnikowi Urzędu Skarbowego w Płocku przestała się podobać i zaczął wdrażać plan „niszczenia plugastwa”.  W moim przypadku z łamania prawa przez pracowników organu egzekucyjnego, sam organ egzekucyjny oraz brak nadzoru przez dyrektora Izby Skarbowej w Warszawie nad organem egzekucyjnym wyciągano niekorzystne skutki prawne i doprowadzono do szykanującego zajęcia firmy, której działalność ujawniała bezprawie panujące w urzędzie.
O czym jeszcze mówi instrukcja? W rozdziale 5.4 pt.: „Realizacja służby przez poborców skarbowych” w punkcie 4 stwierdza kategorycznie, że nie wolno poborcy zabronione jest umawianie się ze zobowiązanym na kolejne wpłaty, czyli jak podkreślono rozkładanie na raty egzekwowanych należności. W moim przypadku ten przepis nie działał. Nie zadziałały też mechanizmy chroniące zobowiązanego przed nieuczciwością poborcy i organu egzekucyjnego, ponieważ nikt nie nadzorował w sposób nakazany instrukcją jego pracy. Nie zadziałały też dowody znajdujące się w posiadaniu organu egzekucyjnego. Natomiast największą siłę rażenia miało urzędnicze kłamstwo w postaci rzekomych oświadczeń poborców. Prawdopodobnie mgr Leszek Stępniewski wydający postanowienie o odrzuceniu skargi z pełnomocnictwa dyrektora Izby Skarbowej w Warszawie nawet nie przeprowadził owego  „pobierania oświadczenia” od Artura, ponieważ dysponuję zeznaniem poborcy  złożonym, oczywiście po wcześniejszym uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej, w którym potwierdził, że umawiał się ze mną na wpłaty rat. Inną sprawą jest, że katalog dowodów przewidziany w kodeksie postępowania administracyjnego obowiązującego przy ustawie o postępowaniu egzekucyjnym w administracji nie przewiduje czegoś takiego jak „oświadczenia”, w dodatku nie istniejące. Gdyby L. Stępniewski przeczytał ową ustawę, to wiedziałby o tym.
Co na to dzisiaj urzędnicy państwowi i funkcjonariusze publiczni? Anna Kamińska, pracownik Ministerstwa Finansów zajmująca się moją sprawą w czasie, gdy wystąpiłam o jej wznowienie mając w ręku zeznania Artura potwierdzające nowy fakt, że umawiał się ze mną na wpłaty rat, kiedy opowiedziałam jej całą historię umowy oburzona wykrzyknęła: „Ależ to przestępstwa!”. Jako urzędnik państwowy miała obowiązek powiadomić o owym przestępstwie swojego szefa Jacka Rostkowskiego, Biuro Kontroli Skarbowej Ministerstwa Finansów, swoją bezpośrednią zwierzchniczkę Dorotę Openchowską oraz organy ścigania. Do tej pory z niecierpliwością czekam na ich wezwanie, choć minęło od okrzyku już pół roku. Obecnie pełniący obowiązki naczelnika Urzędu Skarbowego w Płocku Maciej Imielski wcześniej przez 2 lata był tu zastępcą naczelnika, w którego pionie znajdowała się egzekucja. Kiedy zaczęłam „czepiać” się instrukcji oraz faktu, że jej nie przestrzegano… usunął ją w 2010 r. z pakietu praw obowiązujących dział egzekucyjny. Nie zmienia to faktu, że w 2005 r. obowiązywała. Podobne dokumenty można znaleźć na oficjalnych stronach innych urzędów skarbowych, np. w Ełku wystawiono ją jako chlubę i włączono do programu walki z korupcją. Imielski w moim przypadku winien też był działać „z urzędu”, czyli powiadomić organa ścigania oraz swoich zwierzchników. Zapewne jako uczciwy urzędnik utrzymywany z narodowej zrzutki w ustalonej wysokości od zarabianych pieniędzy zapewne to zrobił. Pozostaje mi tylko czekać. Tylko, że trwa to już kilka lat.
W rozmowach jego ze mną odbywających się w urzędzie krzyczał: „Jaka umowa?!”. Ano taka, jak ja zeznam, kiedy już zaczną ścigać Artura i osoby pełniące nad nim nadzór za brak owego nadzoru i o jakiej zeznawał sam poborca oraz inne osoby będące świadkami przyjmowania rat, a którą potwierdzają również tytuły wykonawcze nierealizowane od czasu jej zawarcia do dn. 21.11.2005 r. i pokwitowania poborcy. I z pewnością nie taka, o jakiej jest mowa w nieistniejących oświadczeniach poborców.

niedziela, 10 października 2010

ZŁE KSIEGOWANIE WPŁAT PODAKTÓW PRZEZ URZĄD SKARBOWY

Złe księgowania wpłat podatków przez urząd skarbowy
Jak doszło do egzekucji? No cóż, pogubiłam się. Nie wiedziałam, jaki jest mój dług. Nie mogłam go sama go wyliczyć bez pomocy jasnowidza. Przyczyna była nader prosta: Urząd Skarbowy w Płocku nie stosował zasad prawnych księgowania dokonywanych wpłat na poczet podatków. Pobierał też zawyżone koszty egzekucyjne i nie należne koszty upomnień.
Firmy, w których miałam udziały, założyłam w 1998 r. I od tego czasu w żadnej z nich Urząd Skarbowy w Płocku nie prowadził poprawnego księgowania dokonywanych wpłat na poczet podatków. Orientację co do uregulowanych wpłat straciłam już na początku prowadzonej działalności gospodarczej.
To był czas, kiedy bałam się Urzędu Skarbowego, nie miałam żadnej kontroli skarbowej i nie wiedziałam, jak ona wygląda. Znałam tylko złe doświadczenia moich czytelników, np. Tomasza Wyrczyńskiego, które opisywałam w tygodniku. Ów podatnik sam poprosił o kontrolę w swojej firmie. Urząd przychylił się. Kontrola trwała, Wyrczyńskiemu doręczyli z niej protokół. Na podstawie tego dokumentu została wydana decyzja wymiarowa. Nie spodobała mu się, więc odwołał się do Izby Skarbowej w Warszawie. Jego głównym zarzutem był fakt, że co innego stwierdzono w protokole z kontroli, a co innego w decyzji. Jakież było jego zdziwienie, kiedy w Izbie Skarbowej w Warszawie zapoznając się z aktami stwierdził, że podmieniono – sfałszowano – ów protokół z kontroli. Podobna historia wydarzyła się Zbigniewowi  Dymke. Wydawało się, że fałszowanie okoliczności faktycznych w dokumentach urzędowych jest tu na porządku dziennym. Było więc się czego bać. I tak trwałam sobie cicho, nieśmiało szepcząc do urzędu, że nie znają się na księgowaniu wpłat podatków, nie potrafią obliczać odsetek od należności głównych, że nic mi się nie zgadza.
Głosu dostałam w 2002 r. zadecydowała tzw. siła wyższa. A mianowicie mam kłopoty z oczami. Od czasu do czasu odkleja mi się siatkówka w oku i wówczas muszę jechać do Kliniki Okulistyki Akademii Medycznej do Warszawy. Tu mnie operują. Tak samo zdarzyło się na początku 2002 r.:  w lutym przywracano mi tu wzrok. W tym czasie redaktorem naczelnym w moim tygodniku była Magda Grodecka. Jej mąż był kierownikiem działu podatków pośrednich w płockim Urzędzie Skarbowym.  Kiedy ją zatrudniałam był szeregowym pracownikiem tego przybytku. Okazało się, że Magda nie była zbyt lubianym szefem. Kiedy więc znalazłam się pod narkozą na szpitalnym łóżku, podlegli jej pracownicy wymogli na niej napisanie wypowiedzenia. Napisała wypowiedzenie, ale 45 minut później w firmach już byli kontrolerzy z Urzędu Skarbowego. Upoważnienia do kontroli podpisał jej mąż. Przebieg tej kontroli znam tylko z opowieści, ponieważ w dalszym ciągu przebywałam w klinice. Kontrole przeprowadzali Alina Rodzeń i Kazimierz Kajkowski. Sprawy te później firmy wygrały w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym. Po tych kontrolach naiwnie stwierdziłam, że już mi nic nie mogą zrobić, więc zaczęłam bój o naprawę księgowań dokonywanych wpłat podatków przez urząd. Rozpoczęłam od pobrania zaświadczeń o księgowaniu podatków. Kilka miesięcy  – mimo ustawowych 7 dni – trwało ich wydawanie. Zakwestionowałam wszystkie. Później rok trwało wydawanie ich korekty. Poskarżyłam się i na nie. Odpisała mi Anna Ożdżeńska, naczelniczka, że ustawa nie przewiduje wydawania korekt korekt zaświadczeń. W związku z czym poskarżyłam się do Izby. I niestety trafiłam na swoisty tryb rozpatrywania skarg, ale o tym w innym rozdziale. Odpisano mi, że skarga jest niezasadna. Do tej pory nie potrafię zrozumieć, jak programy komputerowe z Urzędu Skarbowego w Płocku błędnie naliczały odsetki.
Już po zajęciu firmy po raz kolejny złożyłam wnioski o naprawę księgowań wpłat podatków. Stał się cud. Wówczas było już po programie Sylwestra Latkowskiego, po którym  wyrzucono Ożdżeńską i jej stanowisko zajął Sławomir Jeznach. Przychylił się do wniosków i rozpoczęto naprawę księgowań. Zakończyło się na tym, że w dwóch firmach umorzono postępowania, ponieważ w międzyczasie zakończyły działalność gospodarczą. Natomiast w dn. 01.12.2009 r., a więc po ponad 4 lata od zajęcia firmy, wydano postanowienie o ponownym księgowaniu wpłat na poczet podatków. Postanowienie to potwierdziło mój dług wobec skarbu Państwa, ale w wysokości mniejszej niż ten, na który zajęto firmę. Ponadto ów dług jak przyznaje postanowienie jest długiem… hipotecznym, domniemanym. Ponieważ w trakcie tego postępowania okazało się, że w Urzędzie Skarbowym w Płocku zniszczono dokumenty źródłowe, czyli dowody bankowe i pocztowe wpłat na poczet podatków. Odtwarzano je na podstawie zakwestionowanego przeze mnie zaświadczenia oraz mojej niekompletnej dokumentacji źródłowej, którą przekazałam do urzędu. Dla mnie istotne było to, że potwierdziłam tym postanowieniem, że rzeczywiście Urząd Skarbowy w Płocku z naruszeniem zdrowego rozsądku i prawa księgował owe wpłaty. Proszę pamiętać, że w każdej firmie, w której miałam udziały owo księgowanie wpłat Urząd Skarbowy w Płocku odbywało się z naruszeniem prawa i dotyczyło to każdego podatku. Wydawało mi się również, iż udowodniłam, że dług jest hipoteczny i domniemany. Ustawa o postępowaniu egzekucyjnym w administracji w art. 27 jasno i wyraźnie stwierdza, że dług musi być precyzyjnie określony do ustawowych zaokrągleń. W moim przypadku tak nie było. Teraz walczę z innym problemem z Urzędem Skarbowym w Płocku: nie doręczono mi unieważnień decyzji wymiarowych oraz postanowień o zaksięgowaniu wpłat (sporadycznie z naruszeniem prawa urząd je wcześniej wydawał), nie chcą wydać mi anulowanych pokwitowań poborców, ani wycofać z obrotu prawnego tytułów wykonawczych wystawionych z naruszeniem art. 27 upea (tak będę nazywać ustawę o postępowaniu egzekucyjnym w administracji), nie chcą również wydać ewentualnych aktualizacji tytułów wykonawczych. Moim zdaniem powinni uczynić to działając z „urzędu”, ale tego nie robią i już. A kiedy złożyłam wniosek o doręczenie kserokopii powyższych dokumentów zachowują się, jakby mieli problemy z czytaniem albo ze zrozumieniem treści składanych liter. Ja proszę doręczenie dokumentów, a oni w piśmie nr 1419/RP820-230/2010/ML z dn. 05.07.2010 r. stwierdzają: „W dniu 01.12.2009 r. złożyła również Pani oświadczenie, iż „jest to najpełniejsze rozliczenie, jakie w obecnej sytuacji można dokonać.” I przyjmuje Pani rozliczenie, o którym mowa powyżej jako ostateczne.” Rzeczywiście złożyłam takie oświadczenie, bo to było warunkiem wydania owego postanowienia. Inną sprawą jest, że nie mieli prawa wymuszać na mnie takowego oświadczenia warunkującego wydanie postanowienia. Wydać takie rozliczenie musieli, ponieważ Izba Skarbowa w Warszawie, która przez lata zaniechała sprawowania prawidłowego pełnienia nadzoru nad urzędem i nie była świadoma tego, co się w nim dzieje, kazała im je wydać. Musieli wyjść „z twarzą” przed izbą, ale i dogadać się ze mną, żebym nie skarżyła tego dalej. Sytuacja była wówczas patowa: z jednej strony nakaz izby, a drugiej ja i plikiem kwitów potwierdzających błędne księgowanie wpłat podatków. Stąd to oświadczenie. Obecnie jestem szczęśliwą posiadaczką kilku wersji zaksięgowania jednej wpłaty podatku.
Oczywiście w trakcie postępowania egzekucyjnego złożyłam skargę na wierzyciela do dyrektora Izby Skarbowej w Warszawie. Było to w 2005 r. I tutaj urzędnicy zastosowali interesujący trik, a mianowicie dyrektor Izby Skarbowej w Warszawie rozpatrzył ją w wydanym przez siebie postanowieniu, oczywiście uznając ją za niezasadną. Odwołałam się do ministra finansów, który stwierdził, że nie będzie rozpatrywał jej w tym postępowaniu. I tak wspólnymi silami sprawili, że skarga nabrała urzędowej mocy, po czym ją rozmyli albo jak kto woli zamietli pod dywanik. Było to w 2006 r. Wówczas na to nie zareagowałam, ponieważ - jak mi się wydawało - nie miałam żadnych argumentów: moje skargi wcześniejsze zostały odrzucone jako niezasadne wbrew oczywistym faktom, Wszyscy z organów skarbowych zgodnie stwierdzili, że księgowanie wpłat urząd prowadzi znakomicie i zgodnie z prawem. Poczekałam 4 lata i, przyznaję, że miałam trochę szczęścia z tym, że Jeznach zarządził naprawę księgowań. Odezwałam się w 2010 r. będąc uzbrojona w postanowienie z dn. 01.12.2009 r. Wysłałam ponaglenie do Prezesa Rady Ministrów na nie rozpatrzenie skargi przez ministra finansów Jacka Rostkowskiego w trybie, formie i terminie nakazanym prawem. (Ponaglenia zawsze wysyła się do wyższej instancji, jak stanowi prawo.) Ku mojemu zdziwieniu Kancelaria Premiera zareagowała wysyłając do ministra finansów moje pismo i żądając wyjaśnień. Po miesiącu otrzymałam pismo od Doroty Openchowskiej, naczelnika Wydziału w Departamencie Administracji Podatkowej Ministerstwa Finansów. Istotą tego pisma co do meritum było, że moja skarga została złożona do dyrektora Izby Skarbowej w Warszawie. Wkrótce od niego otrzymałam wezwanie do sprecyzowania, o co mi chodzi w skardze na wierzyciela. Odpowiedziałam. Teraz czekam na ciąg dalszy. Tutaj, jak mi się wydaje, urzędnicy państwowi zastosowali pewien kolejny trik: D. Openchowska odpowiadając Donaldowi Tuskowi, czyli Kancelarii Premiera zataiła fakt, że skargi na wierzyciela złożyłam już w 2005 r., ale prawdopodobnie, żebym dalej nie drążyła tematu nadała bieg ponagleniu, które potraktowano jako nową… skargę.  W zasadzie zaproponowała kompromis: zostawiamy stare – z 2005 r. – skargi na wierzyciela i ponaglenie załatwimy jako nową skargę.  Tyle, że na niego nie poszłam, bo już mam dość urzędniczego matactwa, przez które straciłam kilka lat normalnego życia. Odpowiadając na wezwanie dyrektora izby wniosłam o wyjaśnienie mi, co stało się ze skargami złożonymi w 2005 r. i w trybie jakich przepisów będzie ją rozpatrywał: czy jako wznowienie, czy kontynuację. Nie mniej jednak wydaje się, że tryb ponagleń w takich sytuacjach wydaje się skuteczny. Sprawa, która leżała przez 5 lat ma nadzieję swój finał.

piątek, 8 października 2010

kim jestem

Kim jestem?
Najprościej - kobietą „upadłą”, czyli po egzekucji administracyjnej przeprowadzonej przez naczelnika Urzędu Skarbowego w Płocku. Byłam dziennikarką. Zajmowałam się m.in. mafią paliwową, wypływem pieniędzy z Przedsiębiorstwa Eksploatacji Rurociągów Naftowych „Przyjaźń” S.A. w Płocku. Piętnowałam w każdym numerze wydawanego przez siebie tygodnika nieprawidłowości lub wręcz łamanie prawa przez pracowników lokalnych organów skarbowych. Każda publikacja była solidnie udokumentowana.
Tylko raz ówczesna naczelniczka Urzędu Skarbowego w Płocku Anna Ożdżeńska zdecydowała się na wystąpienie na drogę sądową z oskarżenia prywatnego. Otóż, poczuła się pomówiona, że w numerze 25 mojego tygodnika „NTP-Tydzień Płocka” pomówiłam ją, że tworzyła fałszywe dowody i zeznania w kontroli skarbowej podatnika Zbigniewa Dymke, finansowała kandydatów uczestniczących w wyborach samorządowych startujących z list SLD spowalniała kontrole skarbowe, a zatem posądziła nas o takie postępowanie, które mogłoby ją narazić na utratę zaufania niezbędnego dla zajmowanego przez nią stanowiska. Rejonowy Sąd w Płocku wyrokiem w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej uniewinnił redaktora naczelnego mojego tygodnika Macieja Balcerzaka (sygn. akt II K 753/04) – wyrok w załączeniu.
Wtedy Ożdżeńska postanowiła, że zniszczy mnie, czyli jak określała to jej pupilka Alina Rodzeń, podległa pracownica: „Trzeba zniszczyć to plugastwo”. „Plugastwo”, to właśnie mój tygodnik i ja. Po niemal każdym artykule Ożdżeńska organizowała zebrania w urzędzie w ich sprawie. Dywagowano, co z nami zrobić. Straszyła prokuraturą. Ale ponieważ sprawy, o których pisałam miały solidne podstawy w dokumentacji na żaden krok nie zdecydowała się. Artykuły ukazywały się dalej. Już jej nie przeszkadzało, kiedy opublikowałam tekst pt.: „Urzędnicze dno”, który rozpoczynał się od słów: „W płockim Urzędzie Skarbowym trwa kontrola skarbowa. A więc wydawałoby się, że nastał spokojny czas dla podatników. Nic bardziej mylnego. Mimo wielu miesięcy kontroli – nic się tu nie zmieniło: w dalszym ciągu, to siedlisko niekompetencji, oszustów, łgarzy, świadomej dezinformacji podatników, tchórzostwa decyzyjnego, braku nadzoru. Słowem – „kompletne urzędnicze dno” najwidoczniej tolerowane i akceptowane przez władze tego „egzotycznego” kraju.” Było to 5 lat przed tym, kiedy były już minister Drzewiecki określił stosunki panujące w Polsce. Już Ożdżeńskiej i jej zwierzchnikom od Izby Skarbowej w Warszawie po Ministerstwo Finansów nie ubliżały powyższe słowa. Nie nadwyrężały one zaufania obywateli do piastowanych stanowisk, być może z tego powodu, że w końcu zdali sobie, że nie cieszą się żadnym zaufaniem.
Kontrola resortowa, o której wspomniałam w tym artykule, zakończyła się super tajnym protokołem, który nic nie zmienił w odczuciu podatników. Okazuje się, że jedyną siłą sprawczą i wymuszającą stosowanie uchwalonego przez Sejm prawa są jedynie dziennikarze. Kiedy doszłam do tego wniosku zwróciłam się do Sylwestra Latkowskiego, który wówczas prowadził program w TVP2 „Konfrontacje”. O mojej sprawie nakręcił reportaż. Do studia zaprosił m.in. Krzysztofa Kluskę, Julię Piterę, która w przyszłości miała zostać posłanką Ziemi Płockiej i zajmować się korupcją, Mariusza Kamińskiego, który później objął stanowisko szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Wszyscy piętnowali stosunki panujące w Urzędzie. I odgrażali się, że kiedy tylko wyborcy dadzą im szansę zajmą się tym. Kamiński został w końcu tym szefem i przestał nim być. Pitera już trzy lata walczy z korupcją. A Płock leży odłogiem. W programie Latkowskiego wziął również udział ówczesny dyrektor Departamentu Administracji Podatkowej Jerzy Grygierzec. Zobowiązał się, że przeprowadzi nową kontrolę w Urzędzie Skarbowym w Płocku. W efekcie tej kontroli, którą faktycznie sprowadzała się do przepisania urywków w zakończonej dwa miesiące wcześniej, wyrzucono Ożdżeńską i jej zastępców, zlikwidowano w Płocku Ośrodek Zamiejscowy Izby Skarbowej w Warszawie oraz wymieniono władze w samej Izbie w Warszawie. Protokół z tej kontroli był bardziej chodliwym towarem niż ciepłe bułeczki wśród mieszkańców Płocka. Okazało się, że np. Ożdżeńska i jej zastępcy nie mieli zakresów obowiązków ani kompetencji (od 1991 r., a kontrolę te przeprowadzono w 2006 r.), w Płocku nie obowiązywały też lub nie potwierdzono praworządnego istnienia regulaminów organizacyjnych urzędu, nie stosowano się do wytycznych i zarządzeń ministra finansów, gubiono dokumentację. Było też działanie na szkodę skarbu Państwa np. poprzez zwracanie podatków bez badania zasadności tego procederu, nie badano pochodzenia pieniędzy podatników ze źródeł nie ujawnionych. Nikt tego nie podał do organów ścigania. Wymierzenie sprawiedliwości na byłym szefostwie urzędu minister finansów złożył na ręce Sławomira Jeznacha powołanego na miejsce Ożdżeńskiej. Ten zachowując jej naczelnikowska pensję, schował ją w ostatnim pokoiku w labiryncie korytarzy i pozwolił jej dotrwać do wcześniejszej emerytury. Po nim przychodzili następni naczelnicy.
W międzyczasie trochę porządku za ministra finansów i dyrektora izby zrobili tu inni. Jeznach odszedł stąd w nieznanych publice okolicznościach. Na jego miejsce minister finansów powołał Rafała Janowskiego, który robił błyskotliwą karierę w organach skarbowych. Zaczął od Urzędu Skarbowego w Płońsku. Podobno był znakomity. Dodatkowym atutem było jego świetne wykształcenie. Później awansował do Izby Skarbowej w Warszawie i stąd trafił do Ministerstwa Finansów. Przysłano go do Płocka, aby uzdrowił sytuację w tym przybytku fiskusa. Jego pierwszą decyzją widoczną dla podatników było wybudowanie na parterze gmachu portierni dla petentów, aby nie węszyli po urzędzie. Zainstalowano tam dwie pracownice i uzbrojono w komputer rejestrujący wejścia obywateli. Wydał też zarządzenie, aby mnie jako jedynej obywatelce miasta w wędrówkach po urzędzie towarzyszył ochroniarz. Wyskakiwało moje nazwisko i już przy moim boku pojawiał się umundurowany pan. Stał na baczność, kiedy piłam herbatę w barku w piwnych, pod drzwiami toalety lub pokoi do których wchodziłam. Podobno byłam podejrzana, że wynoszę dokumenty z urzędu, ale nikt oficjalnie nie potwierdził mi tej informacji. Pracownicy, z którymi kontaktowałam się poza służbowo mieli problemy. Zresztą, ich rozmowy ze mną są nieustannie monitorowane. Np. dwukrotnie spotkałam się z byłym kierownikiem działu egzekucji i po drugiej rozmowie już otrzymał propozycję, aby zwolnił się. Najpierw padło pytanie, czy ze mną rozmawiał. Przyznał się. Do zwolnienia nie doszło, ponieważ następnego dnia Artur D. został aresztowany (29 marca 2010 r.).
Rafał J. na stanowisku naczelnika wytrwał 8 miesięcy. Po tym czasie gabinet zamienił na celę. Został aresztowany za oszustwa, próbę wyłudzenia z systemu fiskalnego ok. 1 mln zł, niszczenie dokumentów. To było w 2009 r. Początkowo sprawę izba usiłowała zamieść, ale nie dopuścili do tego pracownicy urzędu, którzy maszerowali po lokalnych redakcjach upubliczniając wszystko.
W marcu 2010 r. płocki wydział policji do spraw walki z korupcją działając bez obywatelskich donosów, sam rozprawił się Arturem D., kierownikiem działu egzekucyjnego. Postawiono mu kilkanaście zarzutów korupcyjnych i podobno sprawa jest rozwojowa. Było to możliwe dzięki temu, że sprawę prowadziła Prokuratura Rejonowa w Żyrardowie. Artur D. miał zostać naczelnikiem Urzędu Skarbowego w Płocku. Pomyślnie przeszedł kwalifikacje w konkursie ministra finansów. Jedno jest pewne: działania wydziału antykorupcyjnego policji uchroniły organy skarbowe przed następną kompromitacją personalną.
Artur D. był właśnie poborcą, któremu Ożdżeńska zleciła wykonanie na mnie egzekucji. Ożdżeńska, kiedy stwierdziła po wspomnianym powyżej wyroku, że nie może liczyć na wsparcie organów sprawiedliwości wzięła sprawę w swoje ręce i nakazała zlikwidowanie mojej firmy. W moim odczuciu było to działanie typowo odwetowe i szykanujące.